Student - absolwent - bezrobotny

Co trzecia osoba bez pracy w Polsce jest w wieku 25-34 lat. Dotyczy to również dużych miast, np. Warszawy. Mści się masowa likwidacja szkół zawodowych i techników w ostatnich 10 latach. Z lawinowo rosnącą liczbą bezrobotnych absolwentów szkół wyższych i liceów rząd nie wie co zrobić.


Przez ostatnie 10 lat wmawiano młodym, że wyższe wykształcenie chroni przed bezrobociem. To nieprawda i najlepiej widać to w Warszawie. Co czwarty bezrobotny w stolicy ma wyższe wykształcenie (por. tabela 1). I dotyczy to przede wszystkim młodych. Niemal 30 proc. osób bez zatrudnienia w Warszawie znajduje się w grupie wiekowej 25-34. Łącznie z młodymi do 25. roku życia to niemal 40 proc. stołecznych bezrobotnych.


Młodzi absolwenci uczelni, szczególnie humanistycznych, mają coraz większe problemy ze znalezieniem etatu. Problem będzie narastał, bowiem w latach 2013-2015 na polskim rynku pracy pojawi się ponad 1,3 mln absolwentów szkół wyższych - największa fala absolwentów w okresie powojennym. Obecnie studiuje ok. 2 mln osób, a ponad 1 mln uczy się w średnich szkołach zawodowych, policealnych i zasadniczych zawodowych. Rząd nie ma specjalnego programu zagospodarowania tych ludzi.

Reklama

Pogardzano szkołami zawodowymi

Młodzi coraz dłużej pozostają bez pracy. W grupie warszawskich bezrobotnych w wieku 25-34 lat aż 30 proc. szuka bezskutecznie zatrudnienia już ponad rok (por. tabela 2). 26-letnia Emilia Maćkowska, którą spotykam w Urzędzie Pracy m. st. Warszawy, szuka stałej pracy od 4 lat. - Sporadycznie ktoś zatrudni mnie na umowie śmieciowej, nie mam ani jednego dnia składkowego w ZUS-ie. Dziś dostałam ofertę płatnego stażu. Tylko co to jest 800 zł dla matki z dzieckiem? Z tego się nie utrzymam - wyznaje.

Od wielu lat stopa bezrobocia wśród młodych przekracza w Polsce 20 proc. i jest ponaddwukrotnie wyższa od ogólnej stopy bezrobocia dla kraju. Wśród przyczyn wymienia się zbyt małą liczbę miejsc pracy w stosunku do liczby absolwentów i reformę edukacji, która w ostatnich 10 latach skutkowała likwidacją ok. 6 tys. szkół zawodowych i techników.

Twórcy reformy z 1998 roku (ustawę podpisał prezydent Kwaśniewski) przyjęli dwa założenia: po pierwsze - relacja liczby absolwentów liceów ogólnokształcących do liczby absolwentów szkół zawodowych miała docelowo wynosić 80:20. A zatem liczba uczniów techników i szkół zawodowych miała się zmniejszyć z 62 proc. (w roku 2000) do docelowych 20 proc. Za najważniejsze uznawano rozszerzenie kształcenia ogólnego, które nie przygotowuje do wykonywania konkretnego zawodu. U podstaw tych koncepcji tkwiło założenie, że szkoły zawodowe, pogardliwie zwane zawodówkami, są we współczesnej Polsce niepotrzebne. I powszechnie je wyśmiewano.

- Najbardziej rozwinięte kraje Europy kształcą rzemieślników i robotników wykwalifikowanych zgodnie z potrzebami przedsiębiorstw. W Niemczech, Szwajcarii czy Austrii struktury kształcenia ponadpodstawowego są dostosowane do potrzeb gospodarki, a nie księżycowych wizji urzędników - mówi prof. ekonomii Mieczysław Kabaj, autor opublikowanej w 2012 roku analizy badawczej "Wpływ systemów kształcenia zawodowego na zatrudnienie i bezrobocie młodzieży".

- Liczba szkół wyższych znacznie przekroczyła w Polsce potrzeby gospodarki, powodując nowe bezrobocie, a pojawił się niedobór specjalistów na poziomie średnim: techników, rzemieślników i robotników wykwalifikowanych. Kształcenie powinno być skoordynowane z potrzebami gospodarki. A my kształcimy sfrustrowanych i na starcie potencjalnie bezrobotnych absolwentów - dodaje prof. Kabaj.

Produkcja bezrobotnych magistrów

Szkoły zawodowe i technika likwidowano za wszystkich rządów w ostatnich kilkunastu latach: począwszy od AWS, przez SLD, PiS, po PO. W efekcie zamknięto w całym kraju ok. 6 tys. średnich szkół zawodowych i wyrzucono na bruk większość z ponad 50 tys. nauczycieli, pozbawiając możliwości zdobycia średniego wykształcenia zawodowego ponad 900 tys. uczniów.

Zamykaniu tych szkół towarzyszyła likwidacja zakładów przemysłowych. Nastąpił za to wysyp prywatnych, humanistycznych uczelni, które na potęgę zaczęły "produkować" bezrobotnych magistrów. W efekcie, Polska zajmuje dziś w UE 3. miejsce pod względem liczby studentów na 10 tys. mieszkańców (560; wyprzedza nas Słowenia i Finlandia) i ma problem gigantycznego bezrobocia ludzi młodych. W Niemczech na 10 tys. osób jest 233 studentów, w Austrii - 263, w Belgii - 350, ale w tych uprzemysłowionych państwach wskaźnik bezrobocia młodych nie odbiega znacząco od stopy bezrobocia dla całego kraju.

Krzysztof Świątek


Tygodnik Solidarność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »