Smak sukcesu, czyli jak przyprawić biznes?

W ciągu krótkiej rozmowy o biznesie można się dowiedzieć, że najlepsze lody świata powstają z polskich truskawek, a ser biały w pierogach dobrze zastąpić ricottą. Dla Ewy Wachowicz wszystko w życiu ma smak, bo karierę udało jej się połączyć z największą pasją - gotowaniem.

KARIERA: Skąd miłość do gotowania? Bo kojarzy się z najważniejszym miejscem w domu?

Ewa Wachowicz: Kuchnia była mi bliska od małego, bo mama wspaniale prowadziła dom. Dziś większość moich przepisów opieram na podstawach, których nauczyłam się od mamy. Nie zapomnę smaku niedzielnego rosołu z makaronem. Mama nastawiała go z samego rana i po chwili pachniał nim cały dom. Po maturze zaczęłam studiować technologię żywności w krakowskiej Akademii Rolniczej - ale wtedy pojawiły się wybory miss i życie poprowadziło mnie w kierunku mediów.

Reklama

K: Pani historia brzmi bajkowo: młoda dziewczyna z małej miejscowości staje na podium wśród najpiękniejszych kobiet świata. Rok później telefon od premiera Pawlaka z propozycją, której nie sposób odrzucić. No bo w końcu...

EW: ..."premierowi się nie odmawia". Moje słowa przeszły do historii, ale były tylko sprytną ripostą dla dziennikarzy. Początki lat 90. były trudne: w rządzie formowała się koalicja, a rynek mediów dopiero się rodził. Zaraz po propozycji Waldemara Pawlaka, żebym objęła stanowisko sekretarza prasowego rządu, zaprzyjaźniony dziennikarz wziął mnie na poważną rozmowę. Tłumaczył sytuację, w którą się pakuję: młodziutka dziewczyna kojarzona z wybiegiem i młody premier - a to wszystko w atmosferze politycznych tarć i walki. Ale ja miałam 23 lata i mnóstwo wiary we własne siły, więc bez większego wahania przyjęłam propozycję.

K: Co sprawiło, że po dymisji gabinetu postanowiła Pani wrócić do swojej pasji?

EW: W tym czasie rozwijały się media, a w branży kulinarno-poradnikowej była wyraźna luka na rynku. Wystarczyło założyć własną firmę producencką i zrobić odważny krok naprzód. A odwagi nigdy mi nie brakowało.

K: Nie brakło jej też, gdy postanowiła Pani przenieść studio telewizyjne do swojego krakowskiego mieszkania?

EW: Pilotażowy odcinek emitowanego w Polsacie programu "Ewa gotuje" postanowiłam nagrać w swojej kuchni, bo nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego studia. Odcinek tak bardzo spodobał się Ninie Terentiew (dyrektor programowy Polsatu - red.), że w końcu postanowiliśmy nagrywać u mnie. Od tego czasu na kilka dni w miesiącu moje mieszkanie zmienia się w istne pobojowisko, a przez salon przetacza się tabun ludzi z ciężkim sprzętem. Nawet ulubiony czereśniowy parkiet zrobiony przez tatę musiałam nakryć wykładziną, żeby w tym wszystkim nie ucierpiał. Ale z wyboru jestem zadowolona, bo kuchnia jest moja, więc wszystko mam pod ręką i czuję się swobodnie.

K: Wybrała Pani Kraków. To miasto sprzyjające kulinarnej twórczości?

EW: To najpiękniejsze miejsce do mieszkania! Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieszkać gdzie indziej. W sumie wybrałam układ najlepszy z możliwych - bo mieszkam i pracuję w Krakowie, a mój produkt sprzedaję w stolicy. Poza tym zależało mi na stworzeniu prawdziwie domowej atmosfery. Mam nadzieję, że to można wyczuć na ekranie, bo studio można stworzyć wszędzie, ale dom to nie tylko same mury.

K: Przepis na sukces?

EW: Niezależnie od tego, czy prowadzimy warzywniak czy program w telewizji - to pasja jest gwarancją sukcesu i samozadowolenia. Trzeba mieć też odrobinę szczęścia do ludzi, z którymi się współpracuje. Moja ekipa jest niemal idealna, nie zamieniłabym jej na żadną inną! Do przepisu na sukces dorzuciłabym też sporą dawkę optymizmu - cieszę się każdą chwilą, nie rozpamiętuję złych wydarzeń, bo uważam, że to daje złą energię. Kiedy coś planuję, koncentruję się na tym, co przynosi mi pozytywne emocje - ludziach i pomysłach. Kiedy zaczynam realizację, mocno wierzę w sukces. I naprawdę ciężko pracuję - bo przecież szczęściu trzeba pomóc!

K: Czuje się Pani spełniona? O czym Pani marzy?

EW: Nigdy nie uważałam inaczej. Mam wspaniałą rodzinę, mieszkam w cudownym mieście i udało mi się połączyć biznes z pasją. Cieszę się też, gdy moja praca przynosi wyraźne efekty. Np. maile z podziękowaniami od widzów, którym udało się zgromadzić przy stole i zachwycić bliskich potrawą przygotowaną według mojego przepisu. W końcu żyjemy w czasach, kiedy jedzenie staje się koniecznością realizowaną w pośpiechu, a nie okazją do spotkania. A o czym skrycie marzę? O winnicy na wzgórzu w pobliżu mojego rodzinnego domu w Klęczanach...

K: Wróciłaby Pani do polityki?

EW: Staram się nie używać słowa "nigdy". Ale lubię zdrową kuchnię, a polityka jest ciężkostrawna.

Rozmawiała Karolina Przewrocka

Magazynkariera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »