​Rynek pracy przed krachem

Przedsiębiorcy od wielu miesięcy narzekają na coraz większe problemy z zatrudnieniem pracowników o odpowiednich kwalifikacjach. To, co dziś jest jeszcze problemem pracodawców, za chwilę może się okazać problemem całej gospodarki.

Cieszymy się - i słusznie - z rekordowo niskiej stopy bezrobocia, która według szacunków resortu rodziny i pracy na koniec lutego wyniosła 8,5 proc. Eurostat, który liczy bezrobocie według nieco innej metodologii, ocenia, że stopa bezrobocia w Polsce na koniec stycznia wyniosła 5,4 proc., znacznie poniżej unijnej średniej (8,1 proc.).

Pod tym względem jesteśmy na siódmym miejscu w Europie. Wygląda zatem na to, że zmora bezrobocia, która trapiła Polskę przez ostatnie ćwierćwiecze, przechodzi do historii. Sęk w tym, że pojawia się inne zagrożenie - brak rąk do pracy. W tym, że wciąż jeszcze występuje - niskie, bo niskie, ale jednak - bezrobocie, a przedsiębiorcy mają coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników, nie ma żadnej sprzeczności.

Reklama

Po pierwsze trzeba pamiętać, że stopa bezrobocia nigdy nie osiągnie zera, zawsze jakaś część społeczeństwa z przyczyn naturalnych pozostaje poza rynkiem pracy. Po drugie, kompetencje tych, którzy pozostają bez pracy, niekoniecznie odpowiadają zapotrzebowaniu pracodawców.

Stąd coraz większe problemy pracodawców. Według ostatniego Barometru Rynku pracy Work Service, co trzecia firma ma problem ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników. Najczęściej pojawiające się problemy rekrutacyjne dotyczyły pracowników niższego (16,9 proc.) i średniego szczebla (11,6 proc.). Największe trudności z rekrutacją miały duże firmy (54,5 proc. ) zatrudniające powyżej 250 pracowników. Co czwarta duża firma ma problem z rekrutacją pracowników niższego szczebla, a co dziesiąta średniego.

Na to, że te trudności narastają, wskazują również inne badania.

72 proc. przedsiębiorców ankietowanych przez Instytut Randstad twierdzi, że rekrutacja jest trudniejsza niż jeszcze dwa lata temu. W ostatnim roku jedynie 45 proc. przedsiębiorców zakończyło ją powodzeniem - tzn. pozyskało założoną liczbę pracowników spełniających wymagania. 25 proc. musiało zadowolić się mniejszą liczbą pracowników, 18 proc. musiało obniżyć wymagania. Dla 9 proc. pracodawców rekrutacja zakończyła się fiaskiem.

- Można założyć, że dotyczyło to poszukiwania pracowników na dość specjalistyczne, niszowe stanowiska, ale wysokość tego wskaźnika - 9 proc. - można już uznać za znaczącą - stwierdziła Katarzyna Gurszyńska z Randstad.

Zaś z ankiety przeprowadzonej przez BCC wynika, że trudności ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników były w ubiegłym roku najpoważniejsza barierą w rozwoju firm - ten czynnik biznesmeni wskazywali częściej niż biurokrację, czy niestabilne prawo podatkowe.

Czy powinniśmy się przejmować kłopotami przedsiębiorców?

Tak, bo jeśli znaczący odsetek firm napotyka na taką barierę, to wkrótce może to odczuć cała gospodarka.

- Sytuacja, w której brakuje rąk do pracy, może się stać hamulcem wzrostu gospodarczego - przyznaje Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, który wskazuje, że także rekordowo niskie bezrobocie nie jest tylko efektem wzrostu zatrudnienia. - Owszem zatrudnienie rośnie, ale dynamika jest stosunkowo niska - wskazuje ekonomista. Niska stopa bezrobocia jest efektem wciąż niskiej aktywności zawodowej ludności.

- W grupie osób w wieku 15-64 lata tylko 63 proc. jest aktywnych zawodowo. To mniej niż średnia w Europie (66 proc.) i znacznie mniej niż w takich krajach, jak Niemcy (74 proc.) czy Czechy (70 proc.) - mówi Piotr Arak, główny badacz Polityka Insight. - Czeka nas okres intensywnego poszukiwania pracowników. Bezrobocie w Polsce będzie nadal malało, a pracodawcy będą mieć największe od ćwierć wieku problemy ze znalezieniem pracowników - dodaje.

Co taka sytuacja oznacza w przełożeniu na skalę mikro? Firmy, które widzą popyt na swoje towary i chciałyby zwiększać produkcję, nie będą tego mogły zrobić z powodu braku pracowników. Mogą oczywiście ich przyciągać wyższymi płacami, jednak po pierwsze może to mieć wpływ na konkurencyjność firmy, zwłaszcza jeśli działa na rynku międzynarodowym, po drugie zaś często nawet wyśrubowane płace nie pomagają, bo na rynku brak jest specjalistów.

Szczególnie niepokojąco zapowiada się pod tym względem najbliższe kilkanaście miesięcy. Przede wszystkim dlatego, że pod koniec roku wejdą w życie przepisy o skróceniu wieku emerytalnego i według szacunków ZUS skorzysta z nich ok 80 proc. uprawnionych, czyli ponad 300 tys. osób. Wraz z tymi, którzy odejdą na emeryturę zgodnie ze "starym" wiekiem, daje to około pół miliona ludzi, którzy znikną z polskiego rynku pracy. - Takiego odpływu ten rynek jeszcze nie przeżywał - mówi Andrzej Kubisiak z Work Service.

Na ten odpływ nałoży się coraz większy popyt na pracowników. Gospodarka się rozpędza (miejmy nadzieję), a ponadto w najbliższych miesiącach szeroką falą ruszą wreszcie fundusze unijne i rozpocznie się kolejny boom w inwestycjach infrastrukturalnych.

- Kumulacja prac, która jest przewidziana w inwestycjach drogowych i kolejach, nie będzie możliwa do wykonania bez dodatkowych zastrzyków siły roboczej z zagranicy - Białorusi czy Ukrainy - mówi Dariusz Blocher. Chodzi przede wszystkim o pracowników w zawodach: zbrojarz, cieśla, murarz, czy tynkarz.

I chociaż w Polsce według różnych szacunków przebywa ponad milion obywateli Ukrainy, to nie możemy być spokojni o losy wielkich inwestycji - też nie zawsze można spośród nich znaleźć osoby o odpowiednich kwalifikacjach. Doświadczeni budowlańcy często trafiają do krajów zachodnioeuropejskich, gdzie mogą zarobić znacznie więcej niż u nas. Z tego też powodu trudno również liczyć na powrót polskich tynkarzy i betoniarzy - chociaż płace w Polsce rosną, to nie na tyle jednak, by stały się konkurencyjne wobec np. brytyjskich.

Ukraińcy nie uratują polskiego rynku pracy

- Dziś już 39 proc. pracodawców chce zatrudnić obywateli naszych wschodnich sąsiadów, a w zeszłym roku w Polsce pracowało około 800 tys. Ukraińców. Całkowity potencjał emigracyjny na Ukrainie to aż 2,5 mln osób, choć nie wszyscy chcący wyjechać z powodów ekonomicznych przyjadą do Polski, bo są też inne kraje z wyższymi zarobkami, które konkurują o pracowników z Ukrainy - twierdzi Piotr Arak.

Jeśli chodzi o Ukraińców, jest jeszcze jeden problem - pracodawcy chcieliby ich zatrudniać na stałe, jednak najczęściej nie jest to możliwe. Dużym problemem jest uzyskanie pozwolenia na stałą pracę w naszym kraju. Większość Ukraińców pracuje na tzw. oświadczenia o chęci zatrudnienia, które pozwalają na pracę tylko przez 6 miesięcy w roku. - Bez poważnej polityki imigracyjnej nie ma szans na zmianę tej sytuacji - twierdzi Maciej Witucki, prezes Work Service.

Ponadto stworzenie i wdrożenie takiej polityki to kwestia lat. Podobnie jak - mimo usilnych namów wicepremiera Morawieckiego - powrót Polaków z zagranicy. Tymczasem możliwa zapaść na rynku pracy to kwestia miesięcy. Co zatem robić?

Sięgnąć do rezerw

Skoro mamy niski wskaźnik aktywności zawodowej, trzeba go zwiększyć. - Szczególnie dotyczy to osób 50+ i kobiet, i na tych grupach społecznych należałoby skoncentrować wysiłki aktywizacyjne. Dotychczasowe działania rządu idą jednak raczej w przeciwnym kierunku - twierdzi Grzegorz Maliszewski.

Rzeczywiście trudno uznać obniżenie wieku emerytalnego za zachętę do pracy dla starszej części społeczeństwa. Z drugiej strony program 500+ może zniechęcać kobiety do większej aktywności zawodowej. Twardych i jednoznacznych danych potwierdzających tę tezę jeszcze nie ma, ale przedsiębiorcy wskazują, że np. deklarowane w badaniach zapowiedzi dużych rekrutacji w branży handlowej i zauważalne podwyżki płac w sieciach handlowych to właśnie efekt 500+.

Zjawisku próbował się przyjrzeć w ubiegłym roku NBP, ale dane za trzeci kwartał - czyli po niespełna pół roku obowiązywania tego zasiłku - trudno uznać za w pełni miarodajne, co przyznają zresztą analitycy NBP.

"Dane za pierwszy pełny kwartał, w którym wypłacane były środki z programu "Rodzina 500 plus", pokazują, że współczynnik aktywności zawodowej obniżył się, ale zmniejszyła się także liczba osób nieaktywnych zawodowo. Działo się to przede wszystkim ze względu na zmiany demograficzne, wpływające na źródła nieaktywności zawodowej w postaci coraz niższej liczby osób młodych, nieaktywnych zawodowo z powodu nauki. Z drugiej strony powiększa się dość systematycznie liczba nieaktywnych zawodowo z powodu przejścia na emeryturę. W III kw. br. liczba osób nieaktywnych zawodowo z powodu deklarowanych obowiązków rodzinnych i związanych z prowadzeniem domu zwiększyła się o ponad 100 tys. porównaniu z poprzednim rokiem. Wzrosty te nie są jednak nowym zjawiskiem. Konsekwentny wzrost liczby osób zaangażowanych w obowiązki rodzinne trwa już od 2014 roku, a w połowie 2015 roku wyniósł prawie 200 tys. w ujęciu rocznym" - twierdzą analitycy NBP. Można zatem ostrożnie stwierdzić, że nawet jeśli 500+ nie wywołuje fali odejść z rynku pracy, to z pewnością nie zachęca do podejmowania zatrudnienia.

Jest jeszcze jeden problem, rynek pracy cierpi obecnie na brak specjalistów, których niekoniecznie znajdzie wśród przywróconych na rynek pracy osób 50+ i kobiet. Kolejną receptą jest przekwalifikowanie. Grzegorz Baczewski, ekspert z Konfederacji Lewiatan, uważa, że należy zmienić nieco strukturę wydatków publicznych w odniesieniu do rynku pracy. - Dziś wciąż gros środków idzie na aktywizację bezrobotnych, w sytuacji gdy mamy siódme najmniejsze bezrobocie w Europie, za mało zaś jest przeznaczane na przekwalifikowanie tych ludzi, którzy na rynku pracy już są - twierdzi.

Grzegorz Maliszewski wskazuje, że poza doraźnymi działaniami należy się zastanowić nad bardziej kompleksowym uproszczeniem i uelastycznieniem instrumentów rynku pracy. Biurokracja i wysokie dla pracodawcy koszty zniechęcają do zatrudniania pracowników legalnie i powodują rozrost szarej strefy (co może też sugerować, że dane dotyczące aktywności zawodowej nie są zupełnie ścisłe) i zaburzają rynek pracy i poziom płac.

- Dobrym pomysłem wydaje się uproszczenie i ujednolicenie form zatrudnienia. Pomysłem na większą aktywność zawodową kobiet mogłoby być większe upowszechnienie umów o pracę w niepełnym wymiarze etatu. To i umowy terminowe dałyby kobietom większą szansę na aktywność zawodową - twierdzi ekonomista.

Poprzedni boom inwestycyjny zakończył się przetrzebieniem branży budowlanej, ten nadchodzący może nie być łatwiejszy - wyniszczająca konkurencja o pracownika może zachwiać nie tylko branżą, ale odczuć może to cała gospodarka.

- Sytuacja na rynku pracy staje się kolejnym czynnikiem ryzyka dla gospodarki i chociaż nie można przesądzać, że stanie się istotnym hamulcem w najbliższych miesiącach, to warto zauważyć, że trendy demograficzne w dłuższej perspektywie też nie wyglądają nazbyt optymistycznie - twierdzi Maliszewski.

Adam Sofuł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »