Pracował w połowie Europy

W 2004 roku znalazł swoją pierwszą pracę za pośrednictwem naszej gazety. Od tego czasu regularnie podejmuje się różnych robót na terenie Europy. Teraz, od dwóch lat, pracuje na budowach we Francji.

W Paryżu kładł płytki w nowoczesny biurowcu, a w Cannes montował okna w hotelu, w którym spali uczestnicy festiwalu filmowego. Po pracy gra w klubie piłkarskim. Grzegorz Sroga, bo o nim mowa, mieszkał w Leżajsku na Podkarpaciu. Po kilkunastu latach nieudanego małżeństwa, które zakończyła jego żona, musiał zrobić coś ze swoim życiem. Miał fach w rękach. Budując dom dla swojej żony i trójki dzieci - Kasi, Przemka i Nikodema - nauczył się wszystkiego - od fundamentów aż po dach. Wszystko zrobił własnymi rękami. Bagaż doświadczeń, który posiadał pozwolił mu zostać konkurencyjnym pracownikiem na zachodnim rynku.

Reklama

Austria

W 2004 roku będą na zakupach w ręce wpadła mu "Praca i nauka za granicą". Zaczął przeglądać oferty. Wybrał kilka ogłoszeń. Po niezliczonych telefonach dodzwonił się do Austrii, gdzie nadal szukali pracownika. Wymagany był język niemiecki.

- Po niemiecku mówiłem słabo, ale przekonałem szefa stadniny koni w Tirolu w Austrii, że ja tam jadę pracować, a nie gadać - opowiada budowniczy. Za kilka dni Polak był już w Austrii.

Pierwszy dzień na miejscu zapoznawał się z otoczeniem. Szef nie należał do osób miłych. Dziennie pracował po 12 godzin, nawet w niedzielę. Był stajennym. - Zaprzęgałem konie, czyściłem im boksy, karmiłem je i szczotkowałem. Nie była to praca marzeń. Prócz tego musiałem remontować dom szefa i dbać o inne budynki w stadninie. Płaca była niska. Za 72 godziny tygodniowo zarabiał jedyne 1000 euro, choć pracował legalnie. Po 5 miesiącach spędzonych w Austrii zrezygnował.

Anglia

Wrócił do rodzinnego domu. Odpoczął, wydał część zarobionych pieniędzy i znów zaczął myśleć o pracy. W ręce wpadła mu oferta z Anglii. Przez miesiąc był murarzem, później w Londynie kuzyn wziął go do pomocy przy remontach. Okazało się, że wybór Grzegorza Srogi był strzałem w dziesiątkę. - Sam kładłem płytki, wymieniałem okna, malowałem i gipsowałem ściany ... - wylicza. - Nawet składaliśmy meble z Ikei.

Był zadowolony z pracy. Dla Polaków wynagrodzenie też nie było złe. Tygodniowo dostawali po 350 funtów. Pracownicy innych firm zarabiali nawet 560! - Nie narzekałem, bo szef był równym gościem. Trzeba było odpocząć - pozwalał, weekendy były wolne, pamiętał o premiach i często nas finansowo motywował - wspomina.

Po pół roku budowlaniec z Podkarpacia został zmuszony do powrotu do kraju. Czekały go liczne sprawy sądowe związane z rozwodem, które uniemożliwiły mu dalszą pracę. Przez ospałość i biurokrację wymiaru sprawiedliwości w Polsce o mało nie został na bruku. W naszym kraju musiał pracować za grosze - w szpitalu lub rejonie dróg, gdzie robił to, czego nie chcieli robić inni.

Francja

Dwa lata temu - po zakończonym procesie rozwodowym - wyjechał do Francji. Jest tam do dziś. Pracuje w różnych miastach wzdłuż Sekwany. W Paryżu wymieniał okna, malował zabytkową kamienicę i przeprowadził wiele kapitalnych remontów mieszkań, które były w opłakanym stanie - tak ja widać to na fotografii.

W jego ekipie pracuje 10 Polaków - wszyscy legalnie. Szef wynajmuje im mieszkania w miejscach, gdzie akurat przyjedzie im pracować. Oprócz tego mają swoje własne cztery ściany w Paryżu. - Jak dobrze pójdzie to czasami uda się zarobić nawet 2 tys. euro, lecz z nadgodzinami - mówi. Mimo dobrych zarobków nasi rodacy narzekają na warunki panujące we Francji. - Jedzenie jest okropne i bardzo drogie. Jest sztuczne! Nigdzie w Paryżu nie zje się takie schabowego jak u nas. Tęsknię za tym - opowiada.

Wynajem małego mieszkania w mieście, gdzie rzekomo z każdego okna widać wieżę Eiffla kosztuje od 500 do 600 euro. O widoku można zapomnieć. Z reguły jest to mieszkanie typu "studio" - mały pokój, miniaturowa kuchnia i łazienka, w której nie mieści się pralka.

Życie we Francji jest niewyobrażalnie drogie. Paliwo kosztuje już prawie 1,5 euro, papierosy 6,2 euro, a bagietki są po 90 centów. Paryż to zakorkowane miasto, nigdy nie ma tam wolnych miejsc parkingowych. Policja zajmuje się tam tylko wypisywaniem mandatów za niepoprawne zatrzymywanie się. Na to należy uważać. - Mundurowi mają co robić. Auta stoją wszędzie i wszędzie są teoretycznie źle zaparkowane. I wtedy podchodzi policjant w niebieskim mundurze i wystawia mandat na 11 euro. Mi przez dwa lata wystawili aż pięć! Wszystkie musiałem zapłacić....

Język

We Francji ciężko jest dogadać się z tubylcami - nawet dobrze znając ich ojczysty język. Grzegorz Sroga wcale nie znał francuskiego jadąc do Paryża.

- Język nie jest mi tam potrzebny aż tak bardzo. Pracuję z Polakami to po co? Ale w sklepach pojawią się problemy - ekspedientki bardzo dbają o klientów i zadają im dużo pytań. Mówię, że poproszę czerwone papierosy, a ona mi proponuje niebieskie, złote albo jeszcze jakieś inne. To mówię jej cały czas "czerwone, czerwone, czerwone...". A ona swoje - śmieje się.

Prócz Anglii, Austrii, i Francji Grzegorz Sroga pracował także w Belgii, Niemczech i Norwegii. Nie zostawał tam długo, ze względu na niskie zarobki. Czy na jego liście miejsc, w których coś remontował pojawią się kolejne kraje? Tego jeszcze sam nie wie, ale zależy mu, aby w Francji zostać jak najdłużej. Gra tam w piłkę w pierwszej portugalskiej lidze weteranów.

Adrian Grochowiak

Biznes INTERIA.PL jest już na Facebooku. Dołącz do nas i bądź na bieżąco z informacjami gospodarczymi

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »