Praca na Majorce i w Madrycie

W Hiszpanii Patrycja spędziła 9 lat. Wyjechała po maturze. Zaczynała jako opiekunka dzieci, sprzątała domy. Gdy nauczyła się języka, znalazła lepszą pracę. Zdecydowała się wrócić do Polski, w najlepszym momencie emigracyjnego życia, gdy awansowała, kupiła mieszkanie i poczuła stabilizację życiową.

Patrycja Łacińska przyjechała do Hiszpanii w 1997 roku, żeby zarobić na mieszkanie. - Jako młoda mężatka nie miałam w Polsce szans, pracując wraz z mężem, zarobić nawet na kawalerkę - mówi Polka. - Plan był taki, że odkładam każdy zarobiony grosz i po kilku latach wracam.

Koleżanka pomogła jej załatwić pracę na hiszpańskiej Majorce. Pracowała na tzw. internie. Czyli mieszkała wraz z rodziną, która zapewniała jej pokój i wyżywienie. Ona zajmowała się dziećmi.

Głodna i niewyspana

- Pracowałam w rodzinie piosenkarki, która śpiewała w ekskluzywnych restauracjach. Do moich obowiązków należało zajmowanie się dziećmi przez cały niemal czas - wspomina swoje początki Patrycja. - Ich mama albo była zmęczona po pracy i odsypiała, albo musiała przygotować się do występu.

Reklama

Dobrze pamięta swój pierwszy dzień pracy.

- To był koszmar. Szefowa zabrała dzieci na plażę i oczywiście mnie jako opiekunkę. Położyła się plackiem na słońcu i tak przeleżała pół dnia, a ja niańczyłam dwójką małych dzieci - mówi Polka.

- Nie znałam wtedy w ogóle hiszpańskiego, a poza tym moja biała cera, po godzinach przebywania na słońcu, przybrała buraczkowy kolor. Nigdy tak się nie spaliłam.

Patrycja wspomina, że ciągle chodziła niewyspana i głodna: - Musiałam wstawać do dzieci w nocy. Poza tym szefowa zakazywała mi jedzenia owoców i słodyczy. Mówiła, że to dla dzieci. Patrycja pracowała na czarno, bez żadnego ubezpieczenia.

Po pewnym czasie gospodyni zdecydowała się ją ubezpieczyć. Jednak koszty ubezpieczenia odciągała z pensji Patrycji. - Zarabiałam, przeliczając ówczesne pesety na obecną walutę, jakieś 600 euro - mówi dziewczyna. - W dodatku, pracując na internie ma się zazwyczaj niedziele i w czwartek popołudniu wolne, ja niestety nie miałam wolnego. Nie wytrzymałam długo. Znajomi z Madrytu znaleźli mi pracę w stolicy.

Nauka języka w kościele i z gazet

Sprzątała, pilnowała dzieci. Tym razem już na tzw. eksternie. - Mieszałam w niewielkim mieszkanku z dziesięcioma Polakami, bo było taniej. W każdym pokoju po dwie, trzy osoby, kolejki do łazienki, do kuchni, dyżury do pralki - opowiada swoje początki w Madrycie Patrycja.

- Pracowałam po 12 godzin dziennie. Dużo czasu zajmowało mi dojechanie z jednego domu, w których pracowałam, do drugiego. Najwięcej uczyła się języka od dzieci, zaczęła kupować tzw. prensa rosa, czyli kolorowe, plotkarskie gazetki i z prostych tekstów uczyła się nowych słówek. - Powoli zaczęłam posługiwać się hiszpańskim na tyle dobrze, że sama na własną rękę szukałam pracy dając ogłoszenie w "Segunda mano". Przebierałam w ofertach, jeszcze wtedy pracy było dużo - mówi Patrycja.

Wkrótce dołączył do niej mąż, który znalazł pracę na budowie. Wynajęli mieszkanie. Zaczęli chodzić do niedzielnej szkoły hiszpańskiego przy ośrodku kapelanii polskiej "Pacifico". - Te lekcje bardzo dużo mi dały. Po jakimś czasie sama dawałam lekcje Polakom jako wolontariuszka - mówi Patrycja.

Kierownik zmiany w McDonald's

Przyszedł moment, że Patrycja - pracując do tej pory nielegalnie (Polska nie była członkiem UE) - miała szansę zalegalizowania swojego pobytu. - Rząd Hiszpanii ogłosił amnestię. Warunkiem było przedstawienie kontraktu. Do tej pory pracowałam na czarno. Nie wiedziałam gdzie mogę dostać umowę - mówi Patrycja. - Wtedy moja nauczycielka hiszpańskiego podpowiedziała mi, że zawsze w McDonald's zatrudniają młodych, można się zahaczyć chociażby na sezon.

Po 5 latach od przyjazdu do Hiszpanii zaczęła pracę w restauracji McDonald's. Wszystkim zaczynającym życie na emigracji Patrycja radzi, aby szukali zajęcia w międzynarodowych sieciach. - Dlatego, że tam przestrzegają wszystkich praw pracowniczych: pensja na czas, socjal, 40 godzin tygodniowo i ani godziny dłużej - wymienia Patrycja. Zarabiała ok.1,2 tys. euro.

Plany o powrocie do Polski i kupieniu tam mieszkania odsunęły się na dalszy plan.

- Wiadomo, chciało się wyjść do knajpy ze znajomymi, normalnie żyć. To trzeba było pójść do dentysty, to się samochód zepsuł. Trudno było coś odłożyć - wymienia Patrycja.

Po jakimś czasie awansowała na kierownika zmiany. Trochę lepsza pensja. Najważniejsze jednak, że nie musiała już stać przy kuchni. - Miałam szansę na dalszy awans. Lubiłam tę pracę - mówi Patrycja. W międzyczasie kupiła wraz z mężem mieszkanie w Madrycie. - Okazało się, że rata kredytu wynosi prawie tyle, co wynajem, około 700 euro. Więc zdecydowaliśmy się zaryzykować. Kupiliśmy 50-metrowe mieszkanko.

Powrót - nauka życia od nowa

Na początku 2000 roku w Madrycie zaczęło się wiele zmieniać. - Coraz więcej spotykało się mieszkańców Południowej Ameryki, Afroamerykanów, Arabów. Przestało być bezpiecznie. A już prawdziwą traumą był zamach w madryckim metrze w 2004 roku. Świadomość, że tą linią jeździłam do pracy, tylko kilkanaście minut wcześniej, paraliżowała mnie - wspomina Patrycja. - Nie było łatwo podjąć decyzję. W końcu sprzedaliśmy mieszkanie, przez przewoźnika zawieźliśmy nasz dobytek do Polski.

Patrycja wróciła do kraju w 2006 roku. Po sprzedaży mieszkania i spłaceniu kredytu została jej suma, która pokryła zakup i umeblowanie dużego mieszkania w Polsce. - Po euforii z powrotu do kraju, przyszła szara rzeczywistości. Co robić? Miałam jeszcze trochę pieniędzy. Otworzyłam swój sklep odzieżowy.

Nie udało się, musiałam go zamknąć. Straciłam pieniądze. Mój mąż zupełnie nie umiał odnaleźć się w polskiej rzeczywistości. Znajomi z czasów szkolnych albo powyjeżdżali za granicę, albo potraciło się z nimi kontakt - wspomina Patrycja. - W dodatku okazuje się, że nie możesz żyć jak dotychczas. Nie stać cię na kino, na ciuchy. W Hiszpanii prowadzi się bardzo aktywne życie. W Polsce siedzi się w domu. Patrycja postanowiła nadrobić stracone lata - rozpoczęła studia.

- Tam odżyłam, założyłam stowarzyszenie studenckie ESSA, które zajmuje się organizowaniem imprez charytatywnych - mówi Patrycja. Wkrótce też znalazła pracę w dziale promocji w ośrodku kultury, którą - jak twierdzi - bardzo lubi. Chce zrobić dyplom, a potem...

- Byłam ostatnio na wakacjach w Hiszpanii pierwszy raz od powrotu do Polski. Ciągnie mnie tam. To kraj, gdzie ludzie się uśmiechają. Może któregoś dnia wrócę. Coraz częściej o tym myślę - dodaje uśmiechając się Patrycja.

Marzena Olechowska

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »