Polacy nabici w słoneczne saksy

Jechali do pracy w Hiszpanii 50 godzin, dwa autobusy Polaków, razem 90 osób. Na miejscu dowiedzieli się, że pracy dla nich nie ma, a umowy są fałszywe. Zostali oszukani. Po tylu nagłośnionych historiach wciąż nie brakuje osób, które padły ofiarą naciągaczy, licząc na zarobek w słonecznej Hiszpanii. Jak nie dać się oszukać?

To jedna z głośniejszych ostatnio historii oszukanych pracowników, którzy przyjechali na hiszpańskie zbiory owoców. Polacy jechali do Moguer w prowincji Huelva. Przed wyjazdem podpisali kontrakt z polskim pośrednikiem, zapłacili też zaliczki.

Autokarami wyruszyli na zbiory truskawek do oddalonej o ok 4 tys. km Andaluzji. Po 50 godzinach podróży, gdy dotarli na miejsce, okazało się, że żadna praca na nich nie czeka, a kontrakty są jednym wielkim oszustwem. Powiadomili tutejszą policję. Zmęczeni podróżą, bez pieniędzy dostali od lokalnych władz tymczasowe zakwaterowanie w obiekcie sportowym, gdzie mogli się umyć i odpocząć. Władze lokalne skontaktowały się z Ambasadą Polską w Madrycie. Jak donosi "El Mundo" był problem z opłaceniem kosztów dojazdu 90 Polaków do Madrytu. Ostatecznie za paliwo zapłaciły władze Moguer. Na drugi dzień oszukani Polacy zostali przewiezieni do ambasady polskiej, skąd wysłano ich do kraju.

Reklama

250 euro haraczu

Na portalach internetowych można znaleźć wiele wpisów osób, które zostały oszukane i chcą ostrzec innych. Piszą tam też szukający pracy, chcący sprawdzić wiarygodność pośrednika. Powstają nawet fora poświęcone wyłącznie tematowi pośredników-oszustów. Wymiana informacji na takich forach (umieszczane są tam nazwy firm, telefony, nazwiska) pozwala ostrzec niedoszłe ofiary przed nieuczciwymi pośrednikami.

Jedna z Polek, która przyjechała do Hiszpanii przez długi czas musiała płacić rodakowi-pośrednikowi za załatwienia różnych ważnych dokumentów, bez których rzekomo nie mogła podjąć pracy. Na przykład oszust zażądał 250 euro za wyrobienie numeru identyfikacyjnego NIE. W rzeczywistości wyrobienie takiego dokumentu kosztuje nie więcej jak 10 euro. Dopiero, gdy kobieta zaczęła uczyć się języka i mogła sama porozumieć się po hiszpańsku, zorientowała się, że padła ofiarą naciągacza.

Na forach pojawiają się ostrzeżenia przed pośrednikiem działającym na terenie Hiszpanii w okolicach Malagi oferującym pracę na budowach i w rolnictwie. Oferty umieszcza w polskich mediach. Nic nie wzbudza podejrzenia, aż do momentu, gdy dzwoni do zainteresowanych twierdząc, że znalazł dla nich okazyjnie mieszkanie i pilnie trzeba zapłacić czynsz. Pieniądze każe przesłać na Western Union, bo najszybciej. "Ofiara" leci do Malagi, a tam na nią nikt nie czeka, telefon pośrednika milczy. Oszust zmienia numer telefonu i zarzuca sieci na kolejne osoby.

Jeden z oszukanych pisze: "Właśnie miałem telefon od tego pana, zaczął mówić że wpadły jakieś władze z UE i zamknęły wszystkie firmy w okolicy i że na jakieś 2 tygodnie jest wstrzymane wszystko, powiedział by przełożyć bilet i że jak tylko firma znów będzie działać to od razu będzie się kontaktował (...)co za wredny oszust. Ciekawi mnie jeszcze do ilu osób się odezwał i powiedział, że mu firmę zamknęli bo w Niemczech zakażone warzywka są. Masakra z tym gościem.. Szkoda mi tylko biletu".

Praca za granicą - gdzie teraz opłaca się pojechać? Porozmawiaj na Furom

Bez kwalifikacji, dobre zarobki... to wkręt

Niektóre oferty są ewidentną próbą naciągania, ale i tak nie brakuje naiwnych, którzy nabierają się na taki haczyk. Na przykład w jednym z ogłoszeń oferowana jest praca przy kwiatach w szklarni dla osób bez kwalifikacji, z gwarancją zakwaterowanie, bezpłatnego dowozu na miejsce pracy, a także możliwością dofinansowania dojazdu do Hiszpanii. Gwarantują też 8-godzinny czas pracy, plus przerwa śniadaniowa, stawka ok. 7 euro , dodatkowo 2 tygodnie płatnego urlopu.

- Uwierzyłeś, że w pogrążonej w kryzysie Hiszpanii brakuje aż tak rąk do pracy, że szukają pracowników aż w Polsce, dając ogłoszenia w naszym języku. Pewnie już na lotnisku stoją z kartkami: zatrudnię Polaka bez kwalifikacji i znajomości języka do pracy na dobrych warunkach. - Na forach nie brakuje ironicznych komentarzy osób, które pracują w Hiszpanii i znają tamtejsze warunki pracy i płacy.

Każdy kto ogląda telewizję i chociaż trochę orientuje się w tym, co dzieje się wokół, nigdy nie uwierzy w ogłoszenia oferujące podejrzanie wysokie stawki za roboczogodzinę. Hiszpania zalana jest emigrantami z Ameryki Południowej, których ojczystym językiem jest hiszpański, oraz przez Marokańczyków i Rumunów, którzy są w stanie pracować za dużo niższe stawki.

Więc oferty skierowane do osób niewykwalifikowanych, nie znających języka proponujące nadspodziewanie dobre warunki, powinny wzbudzić nasze podejrzenie.

"Po swoich doświadczeniach, które nie należą do pozytywnych, chcę zaapelować, żeby ogłoszenia i firmy sprawdzać po trzy razy. Dzwonić, pytać się o atesty, czytać fora i opinię. To pomaga. Wiadomo jednak, że ciągle wierzymy w jakiś utopijny świat, gdzie coś jest za darmo a jak tylko przekroczymy granicę, poleci manna z nieba" - napisała Tropulek 33 na forum Serwisu Oszukany.pl

Marzena Olechowska

Z oszustami mamy do czynienia najczęściej gdy: - przedsiębiorstwo oferujące prace nie ma strony internetowej - telefon do pracodawcy jest tylko komórkowy - warunki finansowe, jakie proponuje firma są nadzwyczaj korzystne jak na czasy kryzysu - pośrednikiem jest Polak - firma nie proponuje zawarcia umowy przed przylotem do Hiszpanii - konieczne jest uiszczenie zaliczki na poczet wynajmu mieszkania w Hiszpanii - stawki za godzinę przekraczają 4,5-5 euro; jeśli ktoś proponuje więcej, to powinno wzbudzić naszą czujność.

Scenariusz jest zawsze podobny...

Pośrednik ogłaszający się w prasie lub internecie, najczęściej Polak, obiecuje, że załatwi pracę, bierze zaliczkę na poczet mieszkania, przewozu lub wyrobienia dokumentów. Każe czekać na sygnał. Po czym albo urywa się kontakt z pośrednikiem, albo osoba ta zwodzi swoją ofiarę. Twierdzi, że data wyjazdu przeciąga się o kilka tygodni lub miesięcy. Osoby, które jeszcze w Polsce tracą kontakt ze swoim pośrednikiem można powiedzieć, że mają sporo szczęścia w nieszczęściu, bo jest jeszcze druga grupa oszukanych, która ostatecznie trafia do Hiszpanii.

Osoby takie ponoszą koszty dojazdu, najczęściej płacą zaliczkę. Na miejscu dowiaduje się, że to oszustwo i nie ma dla nich żadnej pracy. Często osoba, która miała ich odebrać z umówionego miejsce nie pojawia się, albo zainteresowany trafia do kolejnego pośrednika, który za wszystko żąda pieniędzy.

Kolejka na pola

Prowincja Huelva to największy producent truskawek w Europie. Tu znajduje zatrudnienie przy zbiorach ok. 80 tys. pracowników. Od kilku lat saksy, zdominowane do tej pory przez obcokrajowców, stają się domeną Hiszpanów. Lokalni bezrobotni chętnie biorą się za pracę w polu, bo innej nie ma. W dobie kryzysu Hiszpanie wrócili na pola. Saksy uważane za bardzo ciężki kawałek chleba, stają się luksusem, bo bezrobotnym Hiszpanom kończą się zasiłki, a sytuacja nie zapowiada, że kraj wyjdzie szybko z kryzysu. Jeszcze parę lat temu to plantatorzy szukali chętnych. Teraz to zainteresowani ustawiają się w kolejce do pracy na polu.

Plagą jeszcze do niedawna było zatrudnianie przy zbiorach na czarno. Dlatego zostały zaostrzone kary za nielegalne zatrudnianie pracowników. Pracodawca za jednego pracownika zatrudnionego bez kontraktu zapłaci 6 tys. euro kary.

Zanim wyjedziesz poczytaj na forach:

http://www.oszukany.pl/

http://hiszpania.org.es/forum/viewtopic.php?t=1664&highlight=oszu%B6ci

http://www.hiszpania-online.com/phpBB2/search.php?mode=results

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »