Pół królestwa za inżyniera!

Cztery dekady temu co szósty Europejczyk w wieku 12 lat chciał zostać astronautą. Dziś chce być gwiazdą futbolu. W jego hierarchii zawód inżyniera znajduje się dopiero na piątym miejscu. W Polsce coraz więcej młodych ludzi chce zostać inżynierami.

Krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza przyjęła w tym roku elektroniczne zgłoszenia od 17 756 kandydatów na studia. Najwięcej chętnych było na budownictwo. Na każde miejsce zgłosiło się ponad 8 osób. Na dalszych miejscach rankingu popularności są na AGH: geodezja i kartografia oraz ekologiczne źródła energii. Ten ostatni kierunek to nowa oferta uczelni, wyraźnie odpowiadająca na rosnące zapotrzebowanie rynku na inżynierów tej specjalności.

Na czwartym miejscu znalazła się, wciąż jeszcze nieco egzotyczna, choć coraz częściej wymieniana w zestawieniach agencji HR - inżynieria biomedyczna. Co ciekawe: informatyka, zajmująca najwyższe miejsca na listach potrzeb pracodawców, była dopiero na dziewiątym miejscu.

Reklama

Nieco wyżej, bo na szóstym, uplasowała się równie rozchwytywana teleinformatyka, a na ósmym - mechatronika, która jest jednym z kierunków zamawianych.

Czym są owe "kierunki zamawiane"? Zostały one wpisane na listę sporządzoną przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego i są przez nie szczególnie intensywnie promowane. Chodzi o to, by zwiększyć liczbę absolwentów fakultetów kształcących w tych obszarach nauk ścisłych, które mają, tu cytat ze stosownego dokumentu: "kluczowe znaczenie dla gospodarki opartej na wiedzy".

W ministerialnym programie przewidziano szczególny tryb finansowania tych uczelni, które podejmują się kształcenia poszukiwanych specjalistów w dziedzinach wskazanych przez ministerstwo, oraz stypendia motywacyjne dla najlepszych studentów. Przedsięwzięcie jest realizowane w obrębie Narodowej Strategii Spójności, zwanej także jeszcze bardziej urzędowo: Narodowymi Strategicznymi Ramami Odniesienia, w których - mówiąc krótko - zdefiniowano priorytety, obszary i systemy wdrażania funduszy unijnych.

Pani minister się cieszy

Wyniki tegorocznej rekrutacji na AGH właściwie całkowicie i w szczegółach wpisują się w ogólnopolską tendencję. Dowodzi ona tego, że coraz więcej młodych ludzi rzeczywiście odpowiada na zapotrzebowanie gospodarki i wybiera zawody inżynierskie. Ubiegłoroczny nabór na studia Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podsumowało jako wielki sukces uczelni technicznych. Pierwsze miejsce na liście najbardziej obleganych, po raz kolejny, zajęła Politechnika Warszawska.

W pierwszej piątce znalazły się aż cztery politechniki - obok Politechniki Warszawskiej, jeszcze Politechnika Gdańska, Poznańska i Łódzka.

Listę najpopularniejszych kierunków otwierało budownictwo, które wybrało prawie 30 tys. osób. - Budownictwo jest na liście studiów strategicznych od 2008 roku, kiedy to ruszył program kierunków zamawianych - mówi prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego. - Cieszę się, że przynosi on tak znakomite rezultaty.

W indeksie kierunków zamawianych jest aż siedem, które znajduje się równocześnie w pierwszej dwudziestce najchętniej wybieranych. Poza budownictwem są tam: informatyka, inżynieria środowiska, mechanika i budowa maszyn, automatyka i robotyka, biotechnologia oraz ochrona środowiska. Zaraz na początku trzeciej dziesiątki znalazła się jeszcze energetyka.

- Statystyki rekrutacyjne potwierdzają, że rosnące zainteresowanie wykształceniem inżynierskim jest już trwałym trendem - ocenia minister Kudrycka. - Wszystkie dostępne prognozy pokazują, że rosło będzie także zapotrzebowanie na kadry inżynierskie.

Pół królestwa za inżyniera

Jeszcze do niedawna większość maturzystów wybierała studia humanistyczne. W roku akademickim 2009/2010 budownictwo było dopiero na czwartym miejscu najpopularniejszych kierunków studiów. Dopiero rok później awansowało na drugie, by liderem stać się w zeszłym roku. I zepchnęło ze szczytu tabeli zarządzanie, wyprzedzając po drodze prawo i pedagogikę. Sukces programu promującego studia techniczne jest więc całkiem świeżej daty.

Niemniej, zmniejszenie zainteresowania niepolitechnicznymi kierunkami studiów już ucieszyło choćby publiczne służby zatrudnienia, którym wolniej teraz przybywa bezrobotnych humanistów do zagospodarowania.

Oczywiście, w zrównoważonej gospodarce nie chodzi o to, by liczba osób z jednym rodzajem wykształcenia była nieproporcjonalnie większa od tych z innymi dyplomami, lecz o to, by ich podaż pozostawała w racjonalnym związku z popytem. Jeśli więc, jak mówi minister Kudrycka, wszystko wskazuje na to, że zapotrzebowanie na inżynierów rośnie i dalej będzie rosło, to nie oznacza to wcale, że polskie społeczeństwo totalnie się zdehumanizuje, lecz raczej to, że dąży ku normalności.

Wiemy już zatem, że liczba inżynierów będzie rosła. Ale czy ich wystarczy? Analitycy rynku pracy oceniają, że w ciągu najbliższych lat zapotrzebowanie na osoby z wykształceniem inżynieryjnym może wzrosnąć w Europie nawet pięciokrotnie. W Polsce, jak wynika z opublikowanego pod koniec czerwca raportu agencji doradztwa personalnego ManpowerGroup, czterech na dziesięciu pracodawców ma trudności ze znalezieniem kandydatów do pracy. I wciąż najtrudniej o inżynierów.

- Popyt na pracowników z wykształceniem inżynieryjnym znacznie przewyższa podaż. To problem na skalę globalną. Mimo promocji tych kierunków studiów i zachęt ze strony państw, ciągle liczba absolwentów uczelni technicznych nie zaspokaja potrzeb krajowych rynków pracy. Tymczasem technologizacja kolejnych dziedzin życia generuje ogromne zapotrzebowanie na wiedzą inżynieryjną - komentuje Paweł Lisowski, ekspert agencji Experis Engineering specjalizującej się w rekrutacji inżynierów.

Wygląda więc na to, że choć idziemy z resortem szkolnictwa wyższego na czele we właściwym kierunku, to na odtrąbienie zwycięstwa jest jeszcze stanowczo za wcześnie. Pocieszać możemy się jedynie tym, że to nasze nietrąbienie odbywa się w dobrym, międzynarodowym towarzystwie.

Oto, na przykład, według statystyk Bundesagentur für Arbeit, czyli niemieckiego, Federalnego Urzędu Pracy, na zaspokojenie potrzeb tamtejszego rynku, w ciągu nadchodzących dziesięciu lat, trzeba będzie znaleźć astronomiczną wprost liczbę 450 tys. nowych inżynierów!

- Problem w tym, że w Niemczech ich nie ma i raczej już nie będzie - komentuje te dane Michael Mathias, prezes Bergman Engineering Deutschland. Wie, co mówi: jego firma zajmuje się prowadzeniem projektów inżynierskich, buduje i zarządza centrami R&D, wynajduje specjalistów dla motoryzacji, energetyki, przemysłu lotniczego, naftowego i gazowego. Ma w Polsce bliźniaczą spółkę - Bergman Engineering Polska.

- Według naszych danych, na polskim rynku brakuje ponad 20 tys. inżynierów. Pracę mogliby zacząć od zaraz - mówi jej prezes, Tomasz Szpikowski. Odpowiadając na pytanie, które kierunki i specjalizacje inżynierskie mają największą przyszłość w Polsce, w Niemczech i w ogóle w Europie, wymienia mechatronikę, telekomunikację, inżynierów dla branży OZE i inżynierię budowy maszyn. - A wprost rozchwytywani są inżynierowie-konstruktorzy 3D ze specjalizacjami w różnych, konkretnych dziedzinach - kończy te wyliczankę.

No proszę! To przecież niemal kropka w kropkę te same zawody, które znalazły się na liście kierunków studiów preferowanych zarówno przez polski rząd, jak i maturzystów! Jesteśmy w domu? I tak, i nie...

Tango jest dla dwojga

Dzisiejszy obraz rynku pracy jest oczywiście doskonałym odzwierciedleniem wszystkich praw, reguł i wymagań współczesnej gospodarki. Wiedza, konkurencyjność, innowacyjność, kreatywność - bez tego ani rusz w globalnej wojnie o klientów. Tymi, i wieloma jeszcze innymi przymiotami, powinni się zatem cechować także pierwszoliniowi dowódcy, od których sztaby zmagających się armii żądają osiągania coraz bardziej wyrafinowanych celów. Oczywiście wciąż mowa o inżynierach.

Tym razem jednak chodzi nie tyle o problem deficytu specjalistów, co o kwestię oczekiwań ich potencjalnych pracodawców.

- Dobrze wykwalifikowani i dopasowani do potrzeb przedsiębiorstwa pracownicy wpływają na jego efektywność oraz kształtują siłę firmy w sytuacjach rynkowej niepewności czy też kryzysu - twierdzi, nie odkrywając przecież Ameryki, Iwona Janas, dyrektor generalna ManpowerGroup w Polsce.

Jak jest w praktyce?

Szefowie i polskiej, i niemieckiej spółki Bergman Engineering wyliczają zgodnie: im brakuje inżynierów ze znajomością co najmniej jednego języka - najlepiej niemieckiego lub angielskiego; takich, którzy byliby gotowi wyjechać do pracy na stałe lub na kilkumiesięczny kontrakt, dysponujących ugruntowanym pięcio-, siedmioletnim doświadczeniem zawodowym. Wymagania są wysokie, ale też nie odbiegają od powszechnie obowiązujących dziś standardów.

Michael Mathias robi jeszcze krótkie zestawienie, które pokazuje, gdzie najczęściej rozmijają się oczekiwania przyszłych pracodawców i pracobiorców.

Ci pierwsi żądają od pracowników pełnej gotowości do zmiany miejsca zamieszkania, całotygodniowej, dwudziestoczterogodzinnej dyspozycyjności, sprawnego funkcjonowania w "mrowiskach", czyli w zespołach tworzonych przez ludzi, którzy wcześniej się nie znali, pracy w coraz mniej sformalizowanych warunkach.

A ideałem jest inżynier, który, oprócz wszystkich powyższych, spełnia jeszcze jeden warunek: jest "all-in-one". Mówiąc po polsku i konkretnie, jest kimś, kto potrafi przejąć pracę dwóch albo nawet i trzech osób z różnymi specjalnościami technicznymi.

I tak oto różowe perspektywy zawodowe inżynierów stają się nieco mniej różowe.

Czego oczekują inżynierowie? Czytaj dalej na następnej stronie

Ale z drugiej strony, inżynierowie szukający pracy, nowych wyzwań lub po prostu lepszych zarobków, skoro jest ich taki niedostatek, też mogą sobie pozwolić na posiadanie własnych wyobrażeń dotyczących warunków zatrudnienia. Wśród najczęściej spotykanych prezes Mathias wymienia oczekiwanie, że praca będzie się odbywać w jednym miejscu, i że nie będzie to freelancing, czyli praca bez stałego etatu. Konfliktowa bywa często także banalna kwestia zarobków. Choć, jak zapewnia Tomasz Szpikowski, polski pracodawca jest gotów zaoferować inżynierowi, w zależności do jego stażu pracy i posiadanych umiejętności, od trzech do nawet trzynastu tysięcy złotych. Jeśli mowa o pracy za granicą - można myśleć nawet o potrojeniu tych liczb.

- Trzeba jednak pamiętać, że na postrzeganie propozycji pracy wpływa także zakres obowiązków, możliwości awansu i wyzwania zawodowe, które rysują się na danym stanowisku - komentuje Artur Migoń, dyrektor i partner w firmie rekrutacyjnej Antal International, zarządzający zespołem specjalizującym się w rekrutacji inżynierów.

Pieniądze to nie wszystko

W tej niełatwej, dla obu wchodzących w stosunek pracy stron, szczególnego znaczenia nabiera dokonanie trafnego wyboru pracownika oraz umiejętność jego utrzymania na stałe lub co najmniej na dłużej. - Tymczasem, wykazany w ostatniej edycji badania ManpowerGroup, odsetek pracodawców deklarujących niedobór talentów prawie się nie zmienia - mówi Iwona Janas. - To problem, którego nie należy ignorować.

Rozwiązaniem powinna być długofalowa strategia HR, która zagwarantuje dostęp do potrzebnych kwalifikacji na każdym etapie rozwoju firmy w połączeniu z przemyślaną polityką motywacyjną, która zatrzyma osoby o kluczowych kompetencjach. A to wcale nie jest takie proste.

Z badań firmy rekrutacyjnej Antal International wynika, że w ciągu ostatniego roku pracę zmienił niemal co trzeci inżynier. Aż 97 proc. spośród nich wyraża gotowość do rozważenia oferty rekrutera. I nie są to wcale puste deklaracje: każdy inżynier otrzymuje średnio, w ciągu dwunastu miesięcy, 5 propozycji pracy.

- Inżynierowie procesu, specjaliści do spraw planowania i zaopatrzenia, menedżerowie operacyjni, dyrektorzy produkcji czy zarządzający łańcuchem zaopatrzenia, w większości wypadków otrzymują nawet kilkanaście ofert pracy rocznie - dodaje Artur Migoń. By znaleźć naprawdę to, czego szukają, zarówno pracodawcy, jak i kandydaci do pracy, muszą się więc wykazać determinacją, aktywnością i pomysłowością.

- Filozofia naszego działania jest bardzo prosta: nie tworzymy specjalnych systemów i nie podejmujemy specjalnych zabiegów w celu wzbogacenia oferty - twierdzi Waldemar Sławiński, kierownik do spraw rekrutacji ABB Sp. z o. o. - Nasza spółka nastawiona jest na stworzenie maksymalnie atrakcyjnych warunków zatrudnienia wszystkim pracownikom. Oczywiście przeważają wśród nich ci z wykształceniem techniczno-inżynieryjnym.

Sławiński uważa też, że polski rynek pracy spełnia zapotrzebowanie jego firmy na kadrę techniczną. Z drugiej jednak strony zwraca uwagę na fakt, iż poziom wykształcenia inżynierów nie zawsze jest spójny z tym, czego się od nich w ABB oczekuje. Niemniej, prawa popytu i podaży robią swoje: spółka cierpliwie przygotowuje takie osoby do podjęcia obowiązków i wydłuża okres ich wdrażania do pracy.

- Działając na bardzo konkurencyjnym rynku, musimy dbać o wysokie standardy i atrakcyjność naszych ofert pracy - przyznaje. Podstawowym powodem przyjęcia propozycji nowej pracy rzeczywiście wciąż jest wyższe wynagrodzenie. Wskazuje go prawie trzy czwarte ankietowanych inżynierów.

- Jednak coraz częściej znaczącą rolę odgrywa tu także styl zarządzania i kultura organizacyjna czy dobra opinia o pracodawcy. Pokazuje to, jak ważne dla pracodawców powinny być kwestie związane z employer brandingiem - komentuje te dane Artur Skiba, dyrektor zarządzający Antal International i wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.

Przyszłość będzie kobietą?

A w Krakowie odbywają się coroczne, Inżynierskie Targi Pracy. Organizuje je działające przy AGH Stowarzyszenie Studentów Board of European Students of Technology. BEST to międzynarodowa organizacja zrzeszająca studentów 93 renomowanych uczelni technicznych w kilkudziesięciu krajach Europy. - Jesteśmy bardzo zadowoleni z udziału w tych targach - mówi Piotr Danielewicz, rzecznik prasowy Volkswagen Poznań Sp. z o. o. - Wiele osób, które zgłaszają się do nas na praktyki lub aplikują o pracę, to studenci lub absolwenci krakowskich uczelni, którzy pierwszy kontakt z naszą firmą mieli właśnie podczas targów pracy.

Volkswagen Poznań jest członkiem Konwentu Politechniki Poznańskiej, który zrzesza największe firmy Wielkopolski. Współpracują one z uczelnią między innymi w zakresie dostosowywania programu studiów do ogólniejszych potrzeb rynku pracy oraz konkretnych wymogów przedsiębiorstw. - W tym roku, wraz z Politechniką Poznańską i we współpracy z firmą Phoenix Contact, uruchomiliśmy pionierskie przedsięwzięcie: studia dualne - informuje Piotr Danielewicz. - Chodzi o to, iż w trakcie studiów student pracuje w naszym przedsiębiorstwie i ma dzięki temu możliwość zdobywania praktycznej wiedzy.

Tak na marginesie: Volkswagen Poznań jest jednym z laureatów rankingu "Randstad Award 2012", wyłaniającego najbardziej atrakcyjnych pracodawców.

I jeszcze jedna inspirująca konstatacja. Badania statystyczne wykazują, że we Francji technologiami IT interesuje się połowa tamtejszych uczennic. We Włoszech - trzy czwarte. A w Polsce więcej niż dziewięć na dziesięć! Jeśli tak, to dlaczego kobiety stanowią u nas tylko 10 proc. studentów informatyki?

- Być może to zwiększenie ich właśnie udziału w rynku IT & Engineering mogłoby znacząco wpłynąć na rozwiązanie problemu niedoboru inżynierów w Europie? - zastanawia się Tomasz Szpikowski.

Całkiem niewykluczone, że ma rację.

Tak czy owak, przyszłość należy do doskonale i wszechstronnie wykształconych inżynierów, pracujących na kontraktach i realizujących zadania w zespołach roboczych tworzących struktury macierzowe. Będą oni rozwiązywali najrozmaitsze problemy zadawane im przez różnych zleceniodawców z niezliczonych branż. Będą swobodnie poruszać się po całym świecie. Superinżynierowie. No i oczywiście - superinżynierki.

Zbigniew Konarski

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »