Pięćdziesięciolatkom już dziękujemy

Na Zachodzie 50. urodziny obchodzi się z fanfarami, jako znakomity wiek w życiu człowieka. U nas z poczuciem zagrożenia, bo skoro stuknęła ci pięćdziesiątka, pracodawca może pozbyć się ciebie i zastąpić kimś młodszym. Zwłaszcza że młodych bezrobotnych przybywa.

Rządowy program 50 plus miał wyrównywać szanse na rynku pracy. Czas przeszły w tym zdaniu pasuje jak ulał, bo sytuacja w ostatnim czasie bardzo się zmieniła. Kto nie mógł zrozumieć, dlaczego związkowcy wyszli na ulicę w obronie emerytur pomostowych, powinien to teraz pojąć.

Ofiarami kryzysu będą bowiem nie tylko niepełnosprawni, których już dziś się zwalnia, gdy do ich zatrudniania dyrektywa unijna pozwala dopłacać z budżetu państwa nie jak dotąd 100 proc., tylko 75 proc., ale i ludzie po pięćdziesiątce.

- Bez wątpienia to oni pójdą na odstrzał - przyznaje Jacek Smagowicz z prezydium Komisji Krajowej, który od lat zajmuje się problematyką bezrobocia. I dodaje, że program "Solidarność pokoleń 50+" jak dotąd zostaje na papierze, bo kosztuje.

Reklama

Słodki mit młodości

Narzucony przez kulturę zachodnią kult młodości, piękności i tężyzny fizycznej wypycha z rynku pracy osoby, które nie spełniają tych kryteriów. A skoro wzrosło bezrobocie, znów nastał rynek pracodawcy i może on przebierać w pracownikach niczym w ulęgałkach.

GUS podaje, że najliczniejszą grupą wśród bezrobotnych są ludzie w wieku 25-34 lat (28,4 proc. ogółu zarejestrowanych) i 45-54 lata (23,6 proc.). Ci pierwsi, z większą siłą przebicia, w rywalizacji o pracę będą wygrywać. Tym bardziej, że bezrobocie nadal rośnie i przekroczyło już 10,5 proc.

Bez prawa do zasiłku pozostaje ponad 1,2 mln osób. Wielu z nich wysyła do firm CV, ale w Polsce pracodawcy tak lekceważą ludzi, że firmom nawet nie chce się odpowiedzieć "Nie skorzystamy z oferty". By przeżyć, stają się klientami pomocy społecznej lub są na utrzymaniu rodziny.

Gdy człowieka pozbywają się zakłady niczym zużytej rzeczy, często gubi poczucie własnej wartości. Aby je odbudować, musi znowu poczuć się potrzebny. W różny sposób. Aleksandra Wydziuch z Koszalina szuka pracy od trzech lat. Po tym jak z firmy zwolniono trzydzieści osób, bo spadły zamówienia, została bez roboty. Miała 49 lat i żadnych szans na wcześniejszą emeryturę, ponieważ stanowisko, na którym pracowała nie było szkodliwe dla zdrowia.

W urzędzie pracy dotąd nie zaproponowali jej nic. Przeszkolenia również. Gdy po 6 miesiącach skończył się zasiłek dla bezrobotnych, oznajmiła rodzinie: - Nie poddam się. Nie jestem śmieciem. Chcę pracować.

Lęki poranne

Zaczęła przeżywać lęki poranne, z niepokojem spoglądać w lustro rejestrować wzrokiem każdą kolejną zmarszczkę. I wzięła się za siebie. Wertowała poradniki, jak najkorzystniej sprzedać swoje doświadczenie i kwalifikacje. Czytała o mowie ciała i znaczeniu gestów.

Zadbała o wygląd. Regularna gimnastyka. Codziennie automasaż twarzy. Wytropiła taniego fryzjera, a koleżanka co kwartał koloryzuje jej włosy w pasemka, które odmładzają. Buszuje też po lumpeksach, by za tanie pieniądze wytropić atrakcyjną zachodnią odzież. Syn nauczył ją obsługi komputera i wspólnie intensywnie uczą się angielskiego. Odmłodniała, ale choć na własną rękę wytrwale usiłuje znaleźć pracę, nie udaje się.

- Przeszkadza PESEL. Pracodawca patrzy na rocznik i rezygnuje z mojej oferty - mówi. - Ale starszy nie znaczy gorszy. Jeszcze niedawno Polska miała dołączyć do krajów, w których kurczenie się siły roboczej miało wymusić powrót do łask starszych pracowników, ale skończyło się. Kryzys faworyzuje młodych - dodaje. Przystąpiła więc do "banku czasu".

Tworzy go grupa ludzi, która świadczy sobie różne usługi na zasadzie wzajemności. Ktoś komuś po południu popilnuje dzieci, upiecze ciasto, coś uszyje, za to ktoś inny umyje okna, wytrzepie dywan, pomaluje mieszkanie lub zreperuje zepsuty telewizor czy cieknący kran. Została też wolontariuszką w hospicjum. Z potrzeby serca.

Dinozaury PRL

Sytuacja osób po pięćdziesiątce jest bardzo trudna. Polska ma w Europie najniższy wskaźnik zatrudnienia w tej grupie wiekowej. Zaledwie 28 proc. Choć każdy kolejny rok pracy teoretycznie podwyższa emerytury, aż 9 na 10 osób uprawnionych do wcześniejszych świadczeń wybrało to świadczenie.

Często ze strachu przed bezrobociem. Czasem widząc, że gdyby weszli do OFE, część kapitałowa świadczeń mogłaby być w związku z kryzysem niższa. Na początku lat 90. panował stereotyp, że pięćdziesięciolatki są dinozaurami PRL-u, nie mają nowoczesnych umiejętności, za to roszczeniową mentalność. I choć ich obecni rówieśnicy to czasem znakomici znawcy branży, którzy większość kariery przebyli w gospodarce rynkowej, pracodawcy nadal ulegają mitowi młodości i faworyzują młodych, stosując dyskryminację ze względu na wiek.

Problemy z zatrudnieniem mają 50-latki na wszystkich stanowiskach. Dominują negatywne opinie, że częściej chorują, są ospali, niechętnie się uczą. To często nieprawda, bo dysponują ogromnym potencjałem wiedzy.

Socjologowie obserwują zjawisko złamania kariery. Ludzie w wieku około 50 lat, z dobrą dotąd pozycją w firmach, nagle tracą grunt pod nogami i stanowisko. Odchodzą z firmy, ale na ogół pracy szukają długo, bo są odrzucani ze względu na wiek. Dyrektorzy czy prezesi, coraz częściej są wymieniani na 30-latki. Gdy do stanowiska pracy aspirują dwie osoby w różnym wieku, ale o identycznych kwalifikacjach, przeważnie firma zatrudnia młodszego pracownika, zakładając, że będzie bardziej agresywny i efektywny.

Bardziej głodny sukcesu. Na menedżerskich etatach obserwuje się wymianę kadry i pozbywanie ludzi w starszym wieku. Nieważne, że fachowiec, pracownik z doświadczeniem, które może procentować. Chodzi o metrykę, młody i prężny wizerunek firmy, o pracowników niczym z telewizyjnej reklamy. I nie ma co ukrywać, decydują koneksje partyjne i znajomości. Na niektórych stanowiskach tworzą się dynastie.

Podobno w żadnym kraju Unii Europejskiej układy i znajomości nie mają aż tak wielkiego znaczenia przy znalezieniu pracy, jak w Polsce. Droga awansu zawodowego w tej samej firmie to żart. Co zmiana władzy, z politycznego rozdania zmieniają się szefowie firm, w których można nieźle zarobić. Konkursy na stanowiska jak Polska długa i szeroka też się ustawia.

Solidarność pokoleń to utopia?

Gdy szła walka o pomostówki, rząd mamił związkowców programem "Solidarność pokoleń 50+". Chodzi o to, że społeczeństwo się starzeje, żyje dłużej, nie ma zastępowalności pokoleń i młodzi ludzie nie udźwigną finansowania emerytur swoich ojców i dziadków. Dlatego wymyślono w systemie emerytalnym część kapitałową, by sprostać temu wyzwaniu i zdjąć to brzemię z budżetu państwa. Przekonywano, że trzeba wydłużyć lata pracy, bo każdy przepracowany rok sprzyja wyższej emeryturze.

Teoria minęła się z praktyką. Gdy otwarte fundusze emerytalne straciły na giełdzie miliardy złotych (i tracą dalej) na kontach emerytalnych zmalały aktywa, i nic w tej chwili nie jest pewne. Błyskawicznie zmienia się sytuacja i pracowników i pracodawców, którzy mają problemy ze zbytem towarów i ponoszą straty z powodu spekulacji kursami walutowymi. Redukcja zatrudnienia wyrzuca na rynek pracy kolejnych bezrobotnych. Z Irlandii i Anglii wracają młodzi Polacy, którzy na Wyspach stracili zatrudnienie.

Trzeba i dla nich znaleźć pracę.

Jak wygląda wdrażanie programu "50+"? Rzeczniczka Misterstwa Pracy i Polityki Społecznej Bożena Diaby mówi, że jedyna, na razie, implementacja programu 50+ zawarta jest w nowelizacji ustawy o wspieraniu zatrudnienia i rynku pracy. W ustawie jest wiele udogodnień i wsparcia dla pracodawców i 50-latków, ale jak twierdzi Jacek Męcina ekspert Konfederacji Pracowników Prywatnych, wiele zależy od rozporządzeń, których dotąd jeszcze urzędnicy ministerstwa nie wydali.

W ustawie jest mowa o tym, że pracodawca, który zatrudni pracownika na pięć lat przed emeryturą, będzie do czasu, gdy ten osiągnie wiek emerytalny, zwolniony z płatności składki za pracownika na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Zmniejszona - najprawdopodobniej do 14 - zostanie liczba dni, za które pracodawca płaci chorobowe. Koszt wdrożenia do roku 2013 programu "Solidarność pokoleń 50+" szacowany jest na 9 mld zł.

Prawdopodobnie 6,5 mld zł uda się uzyskać z Unii Europejskiej w ramach programu "Kapitał ludzki". Ile będzie kosztowało funkcjonowanie programu "Solidarność pokoleń 50+" po 2013 r.? Z pewnością nie mniej niż 2 mld zł rocznie. Program przewiduje także liczne szkolenia i stypendia dla szkolących się pięćdziesięciolatków. - To krok w dobrym kierunku, ale ciągle za mało - mówi Zbigniew Żurek z Businness Centre Club.

W komisji trójstronnej związkowcy, eksperci i pracodawcy toczą bój o długość okresu ochronnego pracowników przed emeryturą. Pracodawcy i ich eksperci postulują skrócenie tego okresu z czterech do dwóch lat. Twierdzą, że często działa on na niekorzyść starszych pracowników. Zbigniew Polkowski z Konfederacji Pracodawców Polskich uważa, że przepis ochronny zamiast chronić starszych, wręcz ich dyskryminuje. A Wiktor Wojciechowski z Fundacji FOR jest zwolennikiem całkowitej likwidacji tej ochrony.

Twierdzi, że pracodawcy nie chcą zatrudniać starszych pracowników albo pozbywają się z pracy osób, które wkrótce mogłyby korzystać z przedemerytalnej ochrony. Związkowcy na takie zmiany nie wyrażają zgody. A i eksperci z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych uważają, że okres ochronny jest niezbędny, żeby zapewnić bezpieczeństwo socjalne starszym pracownikom. Twierdzą jednak, że warto rozmawiać, czy go skrócić do dwóch lat, tak jak jest to w krajach UE (we Francji, Włoszech czy w Belgii).

- Nie można pozwalać na zwalnianie starszych pracowników bez powodów merytorycznych i jednocześnie próbować wprowadzać instrumenty ich aktywizacji - mówi Joanna Kluzik-Rostkowska, odnosząc się do programu 50 +.

Jak będzie przebiegała realizacja programu w czasach kryzysu i wzrostu bezrobocia, trudno przewiedzieć. Plany aktywizacji zawodowej pięćdziesięciolatków były przygotowywane w latach, gdy 2 mln młodych wyjechało za pracą na Zachód i pracodawcy życzliwszym okiem zaczęli spoglądać na starszych pracowników.

- Do tej pory nie trzeba było zabiegać o starszych pracowników, bo w Polsce wciąż jest bardzo dużo młodych ludzi chętnych do pracy. W dodatku zwykle są oni lepiej przygotowani do potrzeb firm - tłumaczył Jeremi Mordasewicz, ekspert ekonomiczny PKPP Lewiatan jeszcze w zeszłym roku.

Twierdzono, że to podejście będzie się musiało szybko zmienić, bo w najbliższym czasie liczba osób zdolnych do pracy zacznie w Polsce spadać. Spada, ale rośnie również bezrobocie, a jak się okazuje, w czasie kryzysu tylu rąk do pracy pracodawcom nie potrzeba.

Alicja Dołowska

Tygodnik Solidarność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »