Od kwietnia płace wzrosną dwucyfrowo!
"Płace w Polsce powinny rosnąć dwa razy szybciej" - pod takim hasłem "S" rozkręca kampanię społeczną "Niskie płace barierą rozwoju Polski". Związek żąda podwyżek, pracodawcy odpowiadają, że zarobki już teraz szybko rosną. Dzięki rynkowi, a nie związkom.
Sukces gospodarki zaostrzył apetyt związków. Solidarność (S) narzeka, że owoce wzrostu dzielone są niesprawiedliwie. I żąda podwyżek płac. Uważa, że umożliwia to wzrost wydajności pracy oraz doskonałe wyniki polskich firm.
Oszustwo przy kasie
- Płace w Polsce powinny rosnąć dwa razy szybciej - pod takim hasłem S rozkręca kampanię społeczną Niskie płace barierą rozwoju Polski.
-To hasło będzie aktualne, dopóki wzrost płac w Polsce nie będzie nadążał za wzrostem wydajności w takim stopniu, jak w całej Europie. Tak długo, dopóki poziom płac w Polsce nie będzie odpowiadał zarobkom w całej rodzinie europejskiej, będziemy prowadzili kampanię domagającą się ich zrównania - zapowiada Janusz Śniadek, przewodniczący Solidarności.
Stephane Portet, dyrektor generalny firmy S. Partner/Grupa Syndex, która przygotowała raport ekonomiczny dla S -Niesprawiedliwy podział owoców wzrostu gospdarczego, jest przekonany, że firmy mogą i powinny podnosić wynagrodzenia.
- Słyszymy od pracodawców, że nie mają na podwyżki. To oszustwo! Dane pokazują, że sytuacja firm jest fantastyczna - uważa Stephane Portet.
Pracodawcy oponują.
- Nie jesteśmy szubrawcami i oszustami, tylko rzetelnie dbamy o dyscyplinę finansową. Nie dziwią mnie żale związkowców: ich prawem jest próbować wyszarpać to, co się wypracuje. Jednak my na to tak łatwo nie pozwolimy - mówi Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich.
Dodaje, że płace już rosną.
- Dyktuje to rynek, a nie dobra wola panów z S. Ten wzrost zapewniają pracodawcy, którzy mają sporo innych wydatków, np. inwestycyjnych. Pamiętajmy, że jesteśmy na dorobku, a sytuacja mniejszych firm nie jest tak rewelacyjna - dodaje Andrzej Malinowski.
Taki cykl
Związkowcy mówią, że w latach 1995-2005 wydajność pracy wzrosła o 60 proc., a płace realne o 30 proc. Polska ma najniższe spośród wszystkich krajów UE wydatki na wynagrodzenia. Oznacza to, że na wzroście wydajności pracowników zyskują głównie pracodawcy - piszą w raporcie.
Nie dziwi to Janusza Jankowiaka, ekonomisty Polskiej Rady Biznesu (PRB).
- Związkowcy na całym świecie chcą więcej zarabiać. Powinni jednak pamiętać, że wzrost wynagrodzeń nie może być skutkiem błędnego policzenia skumulowanego wzrostu płac i wydajności. Wyrównanie tej różnicy spowodowałoby szok popytowy z negatywnymi konsekwencjami dla pracowników np. w postaci wzrostu inflacji - mówi Janusz Jankowiak.
Uważa, że związki to rozumieją, ale nie wychodzą z roli.
- Są okresy, w których zyski z kapitału są wyższe niż z pracy najemnej. Tak było ostatnio nie tylko w Polsce, ale także w USA czy strefie euro. Jednak cykle się zmieniają, a praca zaczyna być i będzie wynagradzana lepiej niż kapitał - dodaje Janusz Jankowiak.
Twierdzi, że następuje "odrabianie strat".
- Od kwietnia dynamika płac będzie dwucyfrowa, czyli bardzo wysoka, i za chwilę przewyższy dynamikę wydajności pracy. To nieuniknione - uważa ekonomista PRB.
Bartosz Krzyżaniak