Niemiecki ekonomista: Wystarczy 20-godzinny tydzień pracy

Prof. Niko Paech propaguje innowacyjny model gospodarki, w którym ludzie pracowaliby tylko 20 godzin tygodniowo.

Deutsche Welle: Niemiecka gospodarka pracuje na najwyższych obrotach, portfele zamówień pękają w szwach, a konsumpcja kwitnie. Jak odbiera pan takie informacje?

Niko Paech: Wszystkie dotychczasowe wysiłki, by zapoczątkować zrównoważony rozwój, do tej pory się nie powiodły. Dzieje się tak z wielu przyczyn, ale szczególnie ze względu na nieposkromiony popyt na mobilność, konsumpcję, przestrzeń mieszkalną i komfort, jaki daje elektronika. Wszyscy podkreślają, jak ważna jest ochrona ekologicznych podstaw życia, ale pod warunkiem, że w dalszym ciągu będzie rósł dobrobyt. A to jest kwadratura koła.

Reklama

Twierdzi pan, że dobrobyt opiera się na maksymalnej eksploatacji środowiska. Ekosfera potrzebowałaby przerwy na zaczerpnięcie oddechu, ale taka przerwa nie jest możliwa tak długo, jak gospodarka będzie dalej rosnąć. Czy może pan to wyjaśnić?

- Do tej pory nie udało się wdrożyć systemu, w którym wzrost PKB nie wywoływałby szkód ekologicznych. Mimo tego robi się wszystko, by wspierać dalszy wzrost gospodarczy. Przy czym szczególnie w Niemczech jesteśmy tak zamożni, jak nigdy dotąd.

Potrzeba odważnych prekursorów

Co można więc zrobić, by ochronić ziemię i powstrzymać zmiany klimatyczne?

- Potrzebna byłaby ekonomia postwzrostowa, polegająca między innymi na znacznej redukcji produkcji dóbr i globalnej mobilności.

Co konkretnie mogą zrobić w tym celu Niemcy?

- Produkcję przemysłową w Niemczech należałoby stopniowo zmniejszyć do 50 proc., a potrzebny w tym modelu czas pracy powinien być tak rozłożony, by umożliwić pełne zatrudnienie na bazie 20-godzinnego tygodniowego czasu pracy. Konieczne byłoby jednak oszczędniejsze i zupełnie inne podejście do dóbr konsumpcyjnych.

Ale kto zacząłby wdrażać taką redukcję, jeżeli - jak się zdaje - nikt nie chce takich zmian?

- Zmiany takie prowadzi się już w metodologii Living Lab, czy dzięki istniejącej awangardzie. Funkcjonujące już przykłady mogłyby stać się inspirującym wzorcem zmian, szczególnie jeżeli dostałyby przyspieszenia przez sytuacje kryzysowe.

Czy nic nie wskazuje na to, że gospodarka mogłaby dobrowolnie realizować zrównoważony rozwój?

- Byłoby to możliwe dzięki kilku firmom, które przejęłyby rolę prekursorów.

Czy takim dzwonkiem alarmowym byłby znów jakiś kryzys?

- Tak, cała reszta społeczeństwa zgadza się zawsze na taką egzystencjalną redukcję potrzeb, kiedy zmuszają ją do tego zewnętrzne warunki.

Rezygnacja z konsumpcji i mobilności

Jak konkretnie każdy z nas może oszczędnie gospodarować zasobami?

- Po pierwsze, konsumenci mogliby uwolnić swoje życie od wszelkiego nadmiaru, który nie przynosi im żadnych większych korzyści, za to opłacany jest pieniędzmi, czasem, przestrzenią i ekologicznymi zasobami.

- Po drugie, byłoby konieczne rozważniejsze gospodarowanie dobrami: ich pielęgnacja, konserwacja i naprawa. Jeżeli w ten sposób udałoby nam się podwoić czas ich eksploatacji, wydatki na konsumpcję spadłyby o połowę.

- Po trzecie, z wielu dóbr można by korzystać wspólnie: np. samochodów, pralek, kosiarek do trawy czy narzędzi. Jeżeli z takich dóbr korzystałyby przeciętnie trzy osoby, wtedy wydatki na konsumpcję spadłyby o dwie trzecie.

- Po czwarte, niektóre produkty czy usługi można by wykonywać samodzielnie np. uprawiając wspólnie ogródki, wytwarzając niektóre produkty czy gotując w domu zamiast chodzić do restauracji.

- Poza tym wakacyjne podróże samolotem, samochodem czy z statkiem wycieczkowym można by zastąpić podróżami po Europie koleją, autokarem, rowerem czy pieszo. Rezygnacja z przesadnej mobilności jest jednym z najważniejszych przedsięwzięć służących zrównoważonemu rozwojowi.

- A po szóste, każdy człowiek powinien obliczyć swój indywidualny bilans CO2, co bardzo prosto można zrobić w internecie.

Lecz na to każdy z nas potrzebowałbym więcej czasu.

- Tak, to prawda, czas to najważniejszy i najmniej dostępny zasób, jaki mają ludzie. Jeżeli ludzie pracowaliby tylko 20 godz. tygodniowo, mieliby czas na wszystkie wymienione zajęcia, najlepiej w sieci lokalnych powiązań.

Jako ekonomista jest pan chyba odosobniony w propagowaniu tego modelu?

- Zgadza się, ale to niewiele znaczy w obliczu zatrważającego stanu nauk ekonomicznych. Mnie chodzi nie tylko o wyjaśnienie mojego punktu widzenia, lecz także o ruszenie z posad dogmatyki tradycyjnej ekonomii. Dobrze byłoby, gdyby równolegle istniały różne analizy aktualnej sytuacji i ekonomiczne projekty na przyszłość, bez jakichkolwiek uprzedzeń, a które naukowcy mogliby zaproponować społeczeństwu. Na szczęście na uniwersytecie w Siegen jest kierunek "Pluralizm ekonomiczny", dzięki któremu po raz pierwszy realizuje się takie nieschematyczne myślenie.

Prof. Nico Paech jest jednym z najważniejszych krytyków ekonomii wzrostu w Niemczech. Wykłada pluralizm ekonomiczny na uniwersytecie w Siegen. Główne zagadnienia jego pracy badawczej to ekonomia postwzrostowa i badania zrównoważonego rozwoju.

rozmawiała Karin Jaeger / tł. Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »