Na swoim: biznes dla zuchwałych

Kiedy, jeżeli właśnie nie teraz? Sytuacja gospodarcza jak nigdy sprzyja zakładaniu własnych firm. Okazję postanowiły wykorzystać Renata Kawa, Wioletta Jastrzębska i Agnieszka Mazańska, które ze swoją spółką PReria, znalazły miejsce na dolnośląskim rynku usług PR. Wszystkie trzy spotkały się kilka lat temu w dużym przedsiębiorstwie, zajmującym się outsourcingiem zasobów ludzkich.

- Zwykle we własnym biznesie na zyski czeka się długo, ale u nas pojawiły się już po pół roku - cieszy się Renata Kawa i przekonuje, że było to możliwe dzięki dwóm sprzyjającym czynnikom.

Reklama

Pierwszy to dolnośląski rynek public relations, na którym "wciąż jest wiele do zdobycia". Drugi zaś - nietypowe pomysły na pozyskanie klientów, takie jak np. First Ladies' Day. Wrocławianki zorientowawszy się, że wśród szefów marketingu czy PR jest wiele kobiet, postanowiły zorganizować dla nich całodniowy event, w trakcie którego panie uczestniczyły w warsztatach walki ze stresem czy uczyły się pomnażania oszczędności. Zawarte wtedy znajomości dziś procentują. W jaki sposób? Panie nie zdradzają sekretów warsztatu.

Pytamy o to, bo nie zawsze i nie wszystkim było tak łatwo. Krzysztofowi Michniewiczowi, który pięć lat temu założył firmę Incentive Concept Poland (ICP), dojście do poziomu dochodów osiąganych na stanowisku menedżera marketingu w poprzednich miejscach pracy - korporacjach tytoniowej i turystycznej - zajęło aż dwa lata.

- Tych, którzy myślą o odejściu, zniechęca wizja dłuższej pracy i mniejszych zarobków - mówi Michniewicz i dopowiada, że własna firma przynosi satysfakcję nieosiągalną w żadnym innym miejscu pracy i że nic tak nie dodaje energii, jak uznanie rynku oraz referencje od zadowolonych klientów.

Właśnie marzenia o sprawdzeniu się na swoim, potrzeba większej niezależności i wpływu na rzeczywistość zachęcają polskich menedżerów do odchodzenia z korporacji.

- Wybór pomiędzy wielką strukturą a własnym biznesem jest tak naprawdę naturalnym etapem rozwoju zawodowego - przekonuje Iwona D. Bartczak, która nie tylko zrezygnowała z zarządzania projektami w wielkim wydawnictwie na rzecz własnej firmy Business Dialog (interaktywne projekty wydawnicze z wykorzystaniem internetu), lecz także stara się integrować menedżerów - zainteresowanych odejściem od tego czy innego Wielkiego Brata - w Klubie Inicjatyw Biznesowych Inspirations.

Według niej, o ile kiedyś praca w korporacjach, które przecież przybyły do nas z Zachodu, była powodem do dumy, to dzisiaj już ludzie nie mają co do nich złudzeń. Za to godzinami mogą opowiadać o panujących w nich patologiach. Chociażby takich jak w firmie dającej podczas rekrutacji pierwszeństwo osobom po rozwodzie czy które dopiero co przyjechały do Warszawy. Któż bowiem, jeśli nie one, są gotowe zrezygnować z życia osobistego na rzecz pracy nawet po kilkanaście godzin dziennie?

- Nie oczekujemy od naszych menedżerów wielkiej inteligencji i innowacyjności, ale tego, że powtórzą dokładnie to, co sprawdziło się w kilkunastu innych krajach - mówi anonimowo prezes oddziału amerykańskiej korporacji, posiadającej w Polsce kilka fabryk.
- Czasem udaje się przebić z jakimś pomysłem, tyle że idzie to jak po grudzie.

Tego typu podejście nie podobało się Stanisławowi Buzale - obecnie właścicielowi firmy informatycznej NTE, a wcześniej menedżerowi w szwajcarskiej spółce branży IT - który czuł, że upływają lata spędzone w korporacyjnej strukturze, a nikt nie jest zainteresowany wykorzystaniem jego kreatywności.

Na koniec dołączmy do tego jeszcze uwagę Roberta Żukowskiego, wspólnika w spółce doradczej 10 na 10 (wcześniej - w podobnym przedsięwzięciu w wielkim biznesie), który przekonuje, że relacja korporacyjnej płacy do średniej krajowej kształtuje się teraz znacznie mniej atrakcyjnie niż niegdyś. I dodaje, że czas na odejścia jest dzisiaj tak dobry, jak nigdy przedtem. Warto wykorzystać choćby modę na outsourcing, będący dużą szansą dla małych firm, zakładanych przez grupę znajomych profesjonalistów.

- Gdy osiem lat temu dzwonił znajomy z Amsterdamu i pytał, komu może zlecić obsługę księgową swojego biznesu, mogłem mu polecić tylko kilka dużych korporacji - mówi Żukowski.

Obecnie tego typu usługodawców jest znacznie więcej. Klientów przekonują zdobytym w wielkich spółkach doświadczeniem i cenami, niższymi nawet o kilkadziesiąt procent.

Wychodzi na to, że pracę u Wielkiego Brata można rzucać bez żalu. Tylko jak zrobić to z głową - by zmiana nie okazała się katastrofą? I jak zawczasu sprawdzić, czy poradzimy sobie na własnym garnuszku?

Przede wszystkim - nie jest to rozwiązanie dla każdego. Maciej Grabski, anioł biznesu, który na co dzień ma do czynienia z założycielami start-upów, zauważa trzeźwo:
- W niektórych zawodach korporacja może być miejscem nieosiągalnego gdzie indziej rozwoju zawodowego. Inżynier skomplikowanych układów elektronicznych raczej nie zrealizuje się w małym przedsiębiorstwie, bo potrzebuje do pracy laboratorium kosztującego majątek.

Ale to nie jest jedyne ograniczenie. Agnieszka Mazańska z PRerii wymienia trzy typy "człowieka korporacyjnego". Pierwszy w rozbudowanej biurokracji czuje się jak ryba w wodzie (Iwona D. Bartczak mówi o nim, że po prostu świetnie sprawdza się w korytarzowych intrygach i rywalizacji o względy szefa, chętnie pławiąc się w korporacyjnym blasku oraz luksusach: prestiżowe biuro, eleganckie wizytówki ze znanym logo, służbowy laptop, komórka, turnieje golfa z kolegami, delegacje w pięciogwiazdkowych hotelach?). Drugi - zupełnie sobie z nią nie radzi oraz szybko odchodzi. Wreszcie trzeci - nie przepadając za nią, dostosowuje się, zbiera doświadczenie, a także czeka na dogodny moment odejścia. I tylko ta ostatnia grupa poradzi sobie w swoim biznesie.

Nie warto się śpieszyć z zamiarem odejścia. Jak przekonuje Robert Żukowski, i potwierdzają pozostali rozmówcy, w biurze światowego giganta można zdobyć niezłe doświadczenie. Liczne szkolenia, praca w międzynarodowym otoczeniu czy duża waga, jaką przykłada się do szczegółowego planowania i budżetowania - bardzo później pomagają we własnej działalności.

Gdy wiemy już, że chcemy odejść, bo czujemy, że korporacja nie nauczy nas nic nowego, przychodzi czas na najtrudniejsze: pomysł i jego weryfikację.

Warto mieć świadomość, że sama wiedza czy zdobyte doświadczenie, nawet najlepsze, nie są produktem.

- Produkt to coś, co kupi klient, aby rozwiązać własny problem - uczula Iwona D. Bartczak.
- Wiedza jest do niego tylko punktem wyjścia. Świeżo upieczeni przedsiębiorcy często tego nie rozumieją.

Równie bolesna może się okazać druga prawda: niestety, szansa na to, że wyrobione przez lata kontakty szybko zaprocentują i przełożą na kontrakty - jest niewielka.

Krzysztof Michniewicz, działający na rynku usług dla dużych firm, jak organizacja imprez i wyjazdów, szybko przekonał się, że trudno będzie podpisywać umowy ze znajomymi.

- W sytuacji, gdy każde zlecenie w korporacji musi podpisać kilka osób, ze zwykłego asekuranctwa nikt nie powierzy organizacji dużej imprezy małej firmie bez historii i referencji - wyjaśnia i dodaje, że aby je zdobyć, przyjmował nawet takie zlecenia, które nie gwarantowały zysku.

Samodzielne zawodowe życie pozytywnie zaskoczyło natomiast Roberta Żukowskiego:

- Siłą naszego biznesu są dobre relacje zagraniczne - zdradza.
- Wydawałoby się, że z tego punktu widzenia rozstanie się z korporacją będzie zabójcze, bo żaden międzynarodowy partner nie będzie chciał rozmawiać z małym polskim przedsiębiorstwem. Na szczęście tak nie było, a znajomości się przydały.

Co pozostaje zaś tym, którzy nie mieli takiego szczęścia jak wspólnicy 10 na 10? Przede wszystkim - wiara.

- Zawsze wierzyłem w swój pomysł i ani przez chwilę nie wątpiłem, że się uda, a nie wiedziałem tylko, ile czasu zajmie mi dojście do stabilnie funkcjonującej firmy - mówi z przekonaniem Krzysztof Michniewicz.
- Dużym wsparciem w konsekwentnym dążeniu do celu i podporą w trudnych chwilach była też dla mnie żona.

Trudnością nie bez znaczenia w tym niestabilnym okresie było wycofanie się z jego spółki wspólnika. Dziś więc Michniewicz zwraca uwagę kandydatów na biznesmenów na dodatkową cechę niezbędną w przechodzeniu na swoje, którą jest determinacja.

Jakie były podstawy jego optymizmu i zdecydowania? Głównie słabo jeszcze wtedy rozwinięta branża incentive, która oprócz tego funkcjonowała niejednokrotnie na obrzeżach światowych trendów (ICP jako jeden z pierwszych w Polsce został członkiem międzynarodowej organizacji SITE). Dziś Krzysztof Michniewicz przekonuje świeżo upieczonych przedsiębiorców, że warto było wytrwać chociażby dla takich momentów, jak zbliżająca się organizacja przez jego firmę zlotu profesjonalistów sektora incentive z całego świata. Czyż może być lepszy dowód uznania?

Nie mówiąc już o tym, że trudne czasy minęły, a dobra koniunktura powoduje, iż ma zlecenia także w lipcu i sierpniu - niegdyś w tym biznesie miesiącach martwych.

Podobną dawką samozaparcia musiał się także wykazać Stanisław Buzała. Zapytany, czy przed pójściem na swoje można przewidzieć trudności, śmieje się, mówiąc jedynie, że w rzeczywistości wszystko okazało się dużo trudniejsze niż przewidywał. Jego zdaniem, tego samego może się spodziewać większość startujących.

To kolejny dowód, że warto być upartym. Dziś Buzała ma 20 współpracowników i chce zatrudnić menedżera, który zajmie się sprawami bieżącymi, by sam mógł się skupić na strategii i realizacji celu: debiutu giełdowego za pięć lat.

- Największy opór u odchodzących z korporacyjnych posad rodzą obawy, że umilkną ich telefony, przyjaciele zobojętnieją i nastanie pustka - podsumowuje Iwona D. Bartczak.
- Tak się często dzieje i po prostu trzeba to uwzględnić w swoich planach biznesowych. Pracując w korporacji, jesteśmy w nią tak wtopieni, że wychodząc - stajemy się właściwie nikim.

Jej zdaniem, na zbudowanie własnego otoczenia biznesowego i kontaktów potrzeba co najmniej pół roku.

I jeszcze jeden szczegół, jednakże w naszych realiach bardzo ważny. Jak ocenia Bartczak, ludzie w Polsce solidarnie użalają się nad klęskami bliźnich, tyle że na sojuszników w osiąganiu sukcesów nie powinno się liczyć.

Gdy już rozważymy wszystkie spodziewane kłopoty, warto się zastanowić, jak działać - samemu, ze wspólnikiem, a może z inwestorem? To zależy. Iwona D. Bartczak przekonuje, że jeżeli nasz interes jest oparty na wiedzy, a nie drogim sprzęcie, nie warto sięgać po pomoc inwestora, który będzie wtrącał się w funkcjonowanie spółki na zasadzie "płacę - więc wymagam".

- Pieniądze też nie są najważniejsze - tłumaczy.
- Istnieje duży popyt na wiele usług, które można świadczyć niemal bezinwestycyjnie, na przykład doradztwo finansowe, informatyczne, marketingowe czy kredytowe.

Niemniej, gdy planujemy otwarcie bardziej zaawansowanego biznesu, m.in. informatycznego, to na początku będziemy potrzebowali wsparcia i współpraca z inwestorem - może być to anioł biznesu - jest wówczas nieunikniona. Maciej Grabski ostrzega, że nie jest to łatwe. Wskaźniki branży są nieubłagane: na 500 zgłoszonych pomysłów inwestuje się najwyżej w 15. Jak podkreśla, nie oznacza to, że 485 pozostałych jest do niczego, ale po prostu - dany rodzaj działalności nie leży w polu zainteresowania anioła albo nie widzi on szans na atrakcyjną dla siebie stopę zwrotu.

Sam Grabski chętnie wiąże się z ludźmi, którzy mają duszę przedsiębiorcy i znaleźli ciekawą niszę.

- To otwartość na nowe wyzwania i duża dawka samozaparcia - wyjaśnia naturę tej "duszy".
- Kandydatów na przedsiębiorców pytam też zawsze, czy są gotowi na czekający ich stres i pracę po kilkanaście godzin na dobę.

Jest to ważniejsze tym bardziej, że wspólnik może w obliczu pierwszych trudności sam zrezygnować - tak jak się stało w firmie Michniewicza - i wrócić na ciepłą korporacyjną posadkę. Ale gdy biznes funkcjonuje całkiem nieźle, na horyzoncie mogą się pojawić problemy zupełnie innego rodzaju.

- Nie znam firmy, która rozpadła się w wyniku sporów o strategię, za to wiem o takich, w których wspólnicy pokłócili się na przykład o to, czy w godzinach pracy mogą odbierać dzieci z przedszkola - opowiada Iwona D. Bartczak.

Dlatego jeśli zdecydujemy się już na działanie z kimś, partnerów warto dobrać wyjątkowo starannie, tak jak było to w PRerii.

- Od dawna pracowałyśmy razem, znałyśmy siebie i swoje gusty, więc wspólne przedsięwzięcie było dla nas czymś naturalnym - przekonuje Wioletta Jastrzębska.

Gdy wiemy już, z kim chcemy zrealizować nasz pomysł na biznes i dzielić początkowe trudności, nadchodzi krytyczny moment - złożenia wypowiedzenia. Doświadczenia naszych rozmówców różnią się w tym, kiedy i jak zrobić to najkorzystniej, zapewniając sobie zarazem w miarę miękkie lądowanie we własnym biurze.

Renata Kawa nie wyobraża sobie, by mogła przygotowywać prywatne interesy, będąc jeszcze na etacie. Przekonuje, że potrzebne jest radykalne zerwanie. Najpierw złożenie wypowiedzenia, a dopiero później załatwienie spraw organizacyjnych - jak wynajęcie biura itp.
- i codzienne, biznesowe zajęcia.

Z kolei Stanisław Buzała rozstawał się ze swoją korporacją na raty. Na początku zamienił etat na jednoosobową działalność gospodarczą, a wraz z pojawianiem się samodzielnych projektów stopniowo ograniczał współpracę z pracodawcą, aż do całkowitego jej zakończenia dwa lata temu.

W inny sposób pożegnał się ze swoim pracodawcą Robert Żukowski. W trakcie półrocznego urlopu jego przedsiębiorstwo połączyło się z innym i gdy okazało się, że wygrała mniej atrakcyjna dla niego kultura organizacyjna - postanowił po prostu nie wracać.

Jeszcze inaczej wygląda sytuacja Witolda Tomkiewicza, który przez 10 lat realizował się zawodowo w korporacji wytwarzającej implanty, kierując jej działem sprzedaży w Polsce. Przekonuje, że dopóki wielkie przedsiębiorstwo daje swobodę, dopóty nie ma powodu, żeby z niego odchodzić.

I pewnie pracowałby w tym samym miejscu do dzisiaj, gdyby firma nie zaczęła narzucać globalnych "policies", które nie przystawały do małego polskiego rynku - np. wstrzymywanie lokalnych decyzji czy wysyłanie produktów z centralnego magazynu. Rezultat był łatwy do przewidzenia. Skończyło się znacznym wzrostem wydatków na transport, a niejednokrotnie także wydłużeniem czasu dostaw.

Teraz Witold Tomkiewicz sprzedaje w Polsce implanty szwajcarskiego Institut Straumann, a oprócz tego koordynuje uruchomienie w Warszawie kliniki znanego portugalskiego stomatologa Paulo Malo. Zadanie Tomkiewicza: korzystając z wypracowanych przez lata kontaktów, przyciągnąć do niej doświadczonych profesjonalistów.

Przyszłość widzi optymistycznie, zaś nadzieję pokłada w rosnącym dobrobycie społeczeństwa. Cieszy się, że rynek implantów dopiero u nas zaczyna się rozwijać i nie ma tu takiego ścisku i konkurencji, jaka panuje choćby w branży farmaceutycznej. Dodatkowo - co dla Witolda Tomkiewicza równie ważne - Straumann dał mu wolną rękę w działalności na polskim rynku i dużą swobodę planowania strategii.

Gdy próbowaliśmy odkryć tajemnicę skutecznego debiutu we własnym biznesie, dwie wypowiedzi słyszeliśmy od naszych rozmówców szczególnie często: "to zależy" oraz "nie ma jednoznacznej recepty".

Tymczasem właśnie na tym polega piękno pracy na swoim, że wszystko w niej "zależy" - od nas i naszych talentów, a nie złośliwego szefa i bezwładnej struktury organizacyjnej.

I dlatego coraz więcej menedżerów i specjalistów zamienia uporządkowany świat globalnej korporacji na niepewność jutra, niestabilność zarobków oraz świadomość, że surowy egzaminator - jakim jest rynek - nie wybaczy błędów, które u Wielkiego Brata najzwyczajniej "wrzuciłoby się w koszty".

- Jestem naprawdę zachwycona nową rolą życiową, czyli byciem przedsiębiorcą - podsumowuje optymistycznie Iwona D. Bartczak.
- Mam przekonanie, że buduję świat w dostępnym mi zakresie, według swoich wartości i marzeń. Tworzę i robię to, co chcę. To jest piękne uczucie.

Uniwersalna rada jest właściwie tylko jedna i zawiera się w krótkim zdaniu:

- Przestań się zastanawiać, po prostu zrób to i zapomnij o powrocie - mówi Krzysztof Michniewicz i proponuje zwalczać w sobie tendencję do niepotrzebnego mnożenia wątpliwości i kreślenia czarnych scenariuszy.

Nawet jeśli statystyki nie zachęcają. W słynących z przedsiębiorczości Stanach Zjednoczonych tylko 44 proc. małych firm istnieje dłużej niż cztery lata po założeniu (dane US Small Business Association). Zatem? Kto się odważy?

Pożegnanie z korporacją? Tak, ale dopiero po zdobyciu doświadczenia

Rynek, np. moda na outsourcing, sprzyja dziś podjęciu decyzji o odejściu z korporacji. Brak pieniędzy nie jest barierą. Wiele usług można świadczyć bezkosztowo.

  • 1 - Zdecyduj, czy masz naturę biznesmena, czy tylko "chciałbyś coś zrobić".
    Prawdziwy przedsiębiorca umie kalkulować ryzyko, jest optymistą i nie boi się działać energicznie w nieznanych sobie okolicznościach.
  • 2 - Dokładnie zbadaj możliwości biznesowe.
    Pomysłów mogą być setki, ale najrozsądniej rozpocząć działalność, w której mamy doświadczenie albo zbieżnej z naszymi zainteresowaniami.
  • 3 - Upewnij się, że jest na rynku miejsce na twój pomysł.
    Staraj się rozmawiać z jak największą liczbą potencjalnych klientów i kontrahentów. Dowiedz się, co sądzą o twoim projekcie, a następnie modyfikuj go według ich oczekiwań.
  • 4 - Napisz biznesplan.
    Powinien zawierać odpowiedzi na co najmniej takie pytania: Jaki produkt lub usługę chcę oferować?
    Jakie potrzeby potencjalnych klientów zaspokajam? Jaka jest grupa docelowa? No i oczywiście - Jak przemienić ideę w przynoszące zysk przedsięwzięcie?
  • 5 - Określ strukturę firmy.
    Spółka cywilna, jawna czy z ograniczoną odpowiedzialnością? Jaka forma opodatkowania i zatrudniania współpracowników będzie najkorzystniejsza?
  • 6 - Poszukaj finansowania.
    Oszczędności, pożyczka od znajomych, wsparcie anioła biznesu, a może jesteś na tyle odważny, żeby zastawić własny dom?

Krzysztof Garski

Manager Magazin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »