Mit silnej polskiej gospodarki

Względnie dobra sytuacja gospodarcza Polski w okresie pogłębiającego się światowego kryzysu sprawia, że fatalna praca obecnego rządu i zaniechania poprzedników oceniane są pobłażliwie. Co więcej, zarówno koalicja PO-PSL jak i partie, które wcześniej dzierżyły władzę, przypisują sobie z tego powodu jakieś zasługi.

Wygląda na to, że im u sąsiadów gorzej, tym nasza klasa polityczna ma lepsze samopoczucie, choć społeczeństwo dalekie jest od optymizmu. Warto zastanowić się, co sprawia, że słabniemy gospodarczo mniej niż większość państw UE i komu to zawdzięczamy.

Polska tanią siłą roboczą stoi

W czasach Gomułki i w pierwszych latach dekady Gierka Polska stała węglem, później jakoś żyła dzięki kredytom, handlowej turystyce zagranicznej i tępionej przez państwo prywatnej inicjatywie. Jednak już od połowy lat 60. poważnym źródłem polskich "sukcesów" gospodarczych była tania siła robocza. Eksport naszej siły roboczej prowadzony przez państwowe centrale handlu zagranicznego rozwijał się niesłychanie dynamicznie podczas panowania Gierka a w dekadzie Jaruzelskiego przybrał wielkie rozmiary. W rezultacie, by budować prominentom dacze i remontować im domy, państwowe przedsiębiorstwa musiały ściągać swoich dobrych fachowców z zagranicznych kontraktów. Podobna sytuacja była w wielu fabrykach, w których większość dobrych fachowców i kadry inżynierskiej chętnie "robiła na eksporcie", bo dawało to zarobki 5 razy wyższe niż w peerelu. Z tego samego powodu również obecnie mnóstwo ludzi decyduje się na rozłąkę z rodziną i wegetację poza domem.

W III RP pojawiła się jednak alternatywa. Ci, którzy nie chcą wyjeżdżać z kraju, mogą pracować "w eksporcie wewnętrznym" zwanym obecnie outsourcingiem, czyli w licznych firmach zachodnich, które przeniosły produkcję do Polski z uwagi na dużo tańszą siłę roboczą niż w kraju macierzystym.

Jeśli ktokolwiek sądzi, że nasza lepsza sytuacja ma coś wspólnego z dobrym rządzeniem i przemyślaną strategią makroekonomiczną, to powinien zapoznać się z aktualnymi wskaźnikami wzrostu PKB w różnych krajach.

Sprawdź aktualne wskaźniki makroekonomiczne z kraju i ze świata

Niewątpliwie dostrzeże prostą zależność; tam, gdzie siła robocza jest jeszcze tańsza niż u nas (np. w Pakistanie, Indonezji i Bangladeszu), jeszcze lepiej radzą sobie z kryzysem a tam, gdzie praca jest za bezcen (np. Chiny, Indie), wzrost gospodarczy jest wręcz imponujący. Każdy widzi również, że na Węgrzech, na Słowacji, w Czechach i w Niemczech wzrost PKB jest teraz zdecydowanie ujemny, bo tam siła robocza jest droższa a bezrobocie mniejsze. Wielu zapewne wie, że to właśnie do tych krajów władze peerelu - aby wiązać koniec z końcem i zapewnić naszej gospodarce tzw. uzysk dewizowy na import - wysyłały do pracy całe armie Polaków.

Prawda o naszej silnej gospodarce to mit podobny do tego, jakim mydlono oczy ludziom w dekadzie Gierka. Wskaźnik wzrostu PKB mamy teraz lepszy niż sąsiedzi, bo Polska nadal pozostaje murzynem do czarnej roboty w bogatej Europie Zachodniej. Choć wielu Polaków pracuje za granicą lepiej i szybciej od miejscowych fachowców i ma powody do dumy, to nader rzadko zarabiają oni tyle, co miejscowi. Natomiast w kraju zastępujemy zachodnim przedsiębiorcom Chińczyków; wprawdzie jesteśmy od nich sporo drożsi, ale blisko i dostępni - jak materiały do produkcji w magazynie. Nasze rządy zaś są dla międzynarodowych koncernów przewidywalne i subordynowane. Częste niespodzianki, jakie spotykają polskich przedsiębiorców na Ukrainie i w Rosji (np. bezprawne przejęcia polskich firm, maszyn i materiałów, wymuszenia łapownicze itp.) u nas są raczej sporadyczne.

Murzyn wyzwolony, ale goły i niewesoły

Rewolucja Solidarności uwolniła nas od moskiewskiej supremacji i marksistowskiej utopii. Milionom ludzi przyniosła jednak większe zniewolenie ekonomiczne niż to ma miejsce w wielu krajach byłego bloku sowieckiego, bo peerelowski establishment zawłaszczył więcej a cwaniacy podszywający się pod ruch Solidarności wykupili więcej majątku narodowego.

Janusz Korwin-Mikke: Stocznia na pewno NIE została sprzedana.

W konsekwencji mamy większe zróżnicowanie społeczne i mniej wolności ekonomicznej niż inne kraje, które razem z nami weszły do UE. To nieprawda, że w III RP wszyscy mamy równe szanse. Nie mamy, bo nasza gospodarka nie jest prawdziwie liberalna a w rezultacie dochody ogromnej większości Polaków niewiele mają wspólnego z ilością i jakością wykonywanej pracy, z przedsiębiorczością czy z twórczymi osiągnięciami.

Pogoda dla bogaczy, ale których?

Bogaci ludzie w Polsce zdecydowanie dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza to tacy, którzy wszystko zawdzięczają sobie ciężko pracując, podejmując trudne wyzwania w granicach racjonalnego ryzyka, dając przy tym zatrudnienie wielu ludziom i realny wkład do PKB lub do polskiego dorobku w nauce, kulturze i sztuce. Takich, którzy spełniają przynajmniej jedno z wymienionych kryteriów jest wielu, ale dla nich nigdy dobrej pogody w III RP nie było, a pogłębiający się kryzys im najbardziej dokuczy. Natomiast świetna pogoda stale była dla drugiej kategorii bogaczy, czyli dla beneficjentów korupcyjnej prywatyzacji, kolesiostwa, fatalnego systemu podatkowego i absurdalnych restrykcji w działalności gospodarczej. W efekcie ta druga kategoria opanowała wiele sektorów lukratywnego biznesu (np. szkolenia bezrobotnych, doradzania bankierom i politykom, nadzorowania spółek itp.) i wiele korporacji zawodowych, rządzi w mediach i w salonach politycznych. Rosła w siłę w interesie jednych polityków i dzięki głupocie innych polityków przy biernej postawie społeczeństwa. Politycy PO, którzy ciągle dbali o dobrą pogodę dla tej drugiej kategorii bogatych Polaków, muszą teraz sięgać do ich portfeli. Zakłopotanie, z jakim próbują to robić, wymownie świadczy, którym obywatelom i którym bogaczom służą. Powinno to budzić grozę; jeśli PO nadal będzie obawiać się gniewu pasożytów, cwaniaków i hochsztaplerów tak jak komuniści bali się gniewu ludu, to obecny rząd musi skubać przedsiębiorców, emerytów oraz rolników dostarczających na rynek wiśnie i truskawki po 3 zł za kilogram (jak oni wychodzą na swoje?). W rezultacie przedsiębiorcy ograniczą działalność a rolnicy przestaną dostarczać wiśnie i czereśnie. Natomiast siła robocza bardziej oskubać się nie da, bo ciągle ma alternatywę - może emigrować.

Jan Kazimierz Kruk

Tygodnik Solidarność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »