Królik czy doniczka, czyli rekrutacja w praktyce

Dojście do gabinetu za rękę z rekruterem, pomoc mdlejącemu rozmówcy oraz ewakuacja i rozłożenie ze strażakami skokochronu - taki sposób na wyselekcjonowanie najlepszego kandydata spośród 1734 aplikacji wybrała firma Heineken. Nie jest to odosobniony przykład niestandardowej rekrutacji. By uniknąć przygotowanych wcześniej odpowiedzi na szablonowe pytania, firmy coraz częściej stawiają aplikujących przed niekonwencjonalnymi sprawdzianami.

Kreatywna rekrutacja

Na wielu rozmowach kwalifikacyjnych oprócz standardowych pytań, mających zweryfikować informacje zawarte w CV, dotyczących m.in. znajomości języków obcych czy dotychczasowego doświadczenia zawodowego, poruszane są kwestie sprawdzające określone kompetencje, takie jak odporność na stres, kreatywność czy umiejętność podejmowania decyzji. Ze względu na to, że deklaracje kandydatów bywają niezgodne z rzeczywistością rekruterzy podczas rozmowy kwalifikacyjnej decydują się sprawdzić je w praktyce.

- Choć z pozoru niektóre pytania mogą wydawać się dziwne lub nawet nie na miejscu, w większości sytuacji nie są one zadawane przypadkiem. W wielu z nich nie chodzi o udzielenie merytorycznej odpowiedzi, gdyż są to pytania behawioralne, sprawdzające zachowanie i reakcje kandydata - wyjaśnia Marcin Kotus z Feender.com, portalu gromadzącego oferty praktyk i staży zagranicznych.

- Przykładowo, w wielu ogłoszeniach o pracę wymogiem jest odporność na stres. Każdy z nas zapytany podczas rekrutacji, czy posiada taką umiejętność, odpowie, że tak, choć często nie będzie to zgodne z prawdą. Wprawny rekruter za pomocą odpowiednio zadanych pytań może to sprawdzić.

Reklama

Prośba o wymienienie alternatywnych zastosowań doniczki czy wybór gatunku drzewa, w które chciałby się wcielić kandydat to pytania mające sprawdzać kreatywność, inwencję i sposób myślenia.

Próbą przetestowania umiejętności autoprezentacji w jednej z firm było przygotowanie wypowiedzi przekonującej o tym, że UFO istnieje i ma kolor różowy, natomiast sprawdzianem z radzenia sobie w trudnej sytuacji - opowiedzenie dowcipu. Z kolei umiejętność podejmowania decyzji weryfikują pytania w stylu: "Czy lepiej współpracować z pięcioma dużymi klientami, którzy będą skupować naszą produkcję, czy z trzema tysiącami małych?", na które przy takiej liczbie danych nie można udzielić dobrej odpowiedzi.

Hitami internetu pod hasłem "głupie pytania podczas rekrutacji" są: "Co najchętniej zjadłby królik: pietruszkę czy czekoladę?" oraz "Czy woli pani gin z tonikiem, czy wódkę z colą?". Inne prośby, które zaskoczyły kandydatów to opisanie czekolady, tak jakby była człowiekiem, podzielenie się swoją taktyką gry w tenisa stołowego czy oszacowanie liczby świateł ulicznych na Manhattanie.

Śladami największych

O popularności niestandardowych pytań świadczy także fakt, że są one stałym elementem rozmów kwalifikacyjnych w wielu dużych firmach i korporacjach. Kandydaci do pracy w Google mogą trafić na pytanie "Ile piłek do kosza zmieściłoby się w tym pokoju?", a rekruterzy US Bank nie wahają się spytać "Jak się robi M&M’sy?".

- Wśród aplikujących do IBM ktoś spotkał się z pytaniem o to, jak zważyć słonia bez wagi, a w Sony poproszono o wybór produktu tej marki, którym chciałby się stać kandydat - mówi Marcin Kotus.

- Niektóre pytania wynikają z kultury korporacyjnej, inne są wynikiem fantazji konkretnych rekruterów. Zdarza się też, że polecenia wydają się być żartem, a jednak są uzasadnione merytorycznie, jak np. pytanie inżyniera, dlaczego studzienki kanalizacyjne są okrągłe. Pokazuje to, że do każdego pytania należy podejść indywidualnie, nawet pomimo tego, że poprzednie wydawały się kuriozalne.

Jak sobie poradzić?

Nieszablonowe pytania stosowane przez firmy podczas rekrutacji mogą zaskoczyć kandydatów i wywoływać zdenerwowanie. Trzeba jednak pamiętać, że w ich przypadku zwykle nie ma jednej poprawnej odpowiedzi. Gdy pojawi się dziwne pytanie, warto poprosić o czas na zastanowienie, a jeśli mimo to nie uda nam się wymyślić równie kreatywnej odpowiedzi, najlepiej powiedzieć to wprost.

- By poczuć się pewniej, warto mieć świadomość tego, co może nas spotkać podczas rozmowy kwalifikacyjnej i przygotować się do tego w stopniu, w jakim jest to możliwe. Przykładowo, by rozluźnić atmosferę lub sprawdzić kandydata, rekruterzy dość często proszą o opowiedzenie dowcipu, dlatego warto mieć w zanadrzu jakiś bezpieczny żart - tłumaczy Marcin Kotus. 

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

- Konfrontacja z taką sytuacją nie jest łatwa, jednak należy pamiętać, że jest to wyłącznie sposób sprawdzania konkretnych umiejętności i kompetencji. Oczywiście, jeśli pytanie lub inny element spotkania nas obrazi, trzeba to zasygnalizować. Najważniejsze jednak, by nie dać się wyprowadzić z równowagi i spróbować nie okazywać zdenerwowania. By upewnić się, czy dobrze zrozumieliśmy pytanie lub by zyskać na czasie, można poprosić rekrutującego, żeby uściślił pytanie lub określił, na czym powinniśmy się skupić, udzielając odpowiedzi. Warto też pamiętać, że zadając trudne pytania, firma nie chce ośmieszyć kandydatów, tylko wybrać osobę o najlepszych predyspozycjach do objęcia danego stanowiska.


 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »