Kosiniak-Kamysz: Zmiany w emeryturach nie rewolucyjne, a ewolucyjne

Zmiany w systemie emerytalnym będą ewolucyjne, ale nie rewolucyjne - mówił w debacie z kobietami nt. podwyższenia wieku emerytalnego szef MPiPS Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL). Jego koleżanka partyjna Andżelika Możdżanowska oceniła, że 7 lat więcej pracy to kara dla kobiet.

Zmiany w systemie emerytalnym będą ewolucyjne, ale nie rewolucyjne - mówił w debacie z kobietami nt. podwyższenia wieku emerytalnego szef MPiPS Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL). Jego koleżanka partyjna Andżelika Możdżanowska oceniła, że 7 lat więcej pracy to kara dla kobiet.

Parlamentarzyści PSL oraz minister pracy spotkali się w poniedziałek z przedstawicielkami Forum Liderek Organizacji Pozarządowych. W debacie nad proponowanymi zmianami w systemie emerytalnym wzięło udział ponad sto młodych kobiet w wieku do 35 lat.

- Wydłużanie ma być stopniowe, kroczące, nie rewolucyjne, a ewolucyjne. Co roku wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn będzie się wydłużał o trzy miesiące (...), więc jest to zmiana rozłożona na wiele lat - powiedział Kosiniak-Kamysz.

Zwracał uwagę, że zakończenie wdrażania zmian w przypadku kobiet nastąpi za 28 lat - dopiero wtedy panie będą miały wydłużony wiek emerytalny do 67. roku życia. Podkreślał, że taka reforma nie jest wprowadzana jedynie w Polsce, a w bardzo wielu państwach.

Reklama

- Większość krajów już przyjęła rozwiązania dotyczące podnoszenia i w dużej mierze również zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn - stwierdził Kosiniak-Kamysz. Zaznaczył, że 67 lat nie jest najwyższym wiekiem emerytalnym przyjmowanym w krajach europejskich, a Polska z obecną propozycją jest "w środku stawki".

Wyjaśniał, że u podstaw zmian leżą zmiany demograficzne, które następują nie tylko w naszym kraju. Przypomniał, że w ciągu ostatnich 20 lat długość życia prognozowana w momencie urodzenia wzrosła dla mężczyzn o 6, a dla kobiet o 5 lat. Tak samo - jak zauważył - wzrasta długość życia w momencie przejścia na emeryturę, która to jest podstawą do obliczania wysokości świadczenia.

Szef resortu pracy mówił, że w nowym systemie emerytura to po prostu suma składek, nazbieranych w czasie naszej aktywności zawodowej, podzielona przez prognozowaną ilość miesięcy naszego życia w momencie przejścia na emeryturę.

- Z analiz demograficznych GUS wynika, że w najbliższych 20 latach, w perspektywie do roku 2035 wzrośnie znacząco liczba osób w wieku poprodukcyjnym, to jest wzrost o ponad 3,5 mln (osób). Co czwarty Polak w roku 2035 będzie w wieku emerytalnym, zmniejszy się też liczba osób w wieku produkcyjnym i przedprodukcyjnym - zaznaczył Kosiniak-Kamysz.

Minister zwrócił uwagę, że teraz pierwszy, powojenny wyż demograficzny zaczyna wchodzić w wiek emerytalny, drugi wyż z lat 80. kończy wchodzenie na rynek pracy, natomiast kolejnych wyży już nie ma. Podkreślił, że na początku lat 80. rodziło się po 600-650 tys. dzieci rocznie, tymczasem dzisiejszych 5-10-latków jest 350-370 tys.

Poseł PSL Piotr Walkowski mówił, że zrównanie wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet jest niesprawiedliwe, bo panie pracują więcej.

- Biorąc pod uwagę codzienne obowiązki, rola kobiety w większości przypadków nie kończy się na ośmiu godzinach pracy w miejscu zatrudnienia. Obowiązki dotyczące wychowania dzieci, porządków domowych, przygotowywania posiłków, te dodatkowe obowiązki są znacznie większe - oświadczył poseł.

Powtórzył, że jego ugrupowanie chciałoby, aby matki mogły przechodzić wcześniej na emeryturę (o 3 lata za każde urodzone dziecko). Przypomniał też inne propozycje Stronnictwa, które przewidują zwiększanie kapitału emerytalnego rodziców o 10 proc. za każde dziecko lub pozostawienie w ogóle możliwości odejścia na emeryturę wcześniej (wtedy świadczenie byłoby minimalne).

Kobiety uczestniczące w debacie pytały o rozwiązania, które pomogłyby im łączyć pracę zawodową z macierzyństwem, zwłaszcza o dostępność żłobków i przedszkoli.

Senator PSL Andżelika Możdżanowska przywoływała opinie jednej ze swoich studentek, która mówiła jej, że nie będzie rodzić w Polsce dzieci, bo nie ma u nas żłobków, dobrej pracy, polityki prorodzinnej. W związku z tym - opowiadała Możdżanowska - jej studentka chce urodzić dziecko w Irlandii.

- Dzisiaj musielibyśmy zadać pytanie naszemu premierowi: dlaczego on chce ukarać kobiety tymi siedmioma latami plus. Ja uważam, że to jest ukaranie kobiety. Dlaczego? - mówiła senator PSL przy gromkich oklaskach.

Jak wyjaśniała, możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę dla matek nie ma być karą, ale przywilejem. Jeżeli kobieta nie będzie chciała z tego prawa skorzystać będzie mogła pracować dłużej i otrzymywać wyższą emeryturę.

Kosiniak-Kamysz podkreślał, że już w poprzedniej kadencji udało się zmienić prawo tak, by żłobki nie musiały mieć statusu zakładów opieki zdrowotnej (dzięki temu rozluźniły się wymogi dla osób, które chcą je zakładać). Zwracał uwagę też na inne działania resortu pracy - np. wprowadzenie instytucji opiekuna dziennego, co ma poprawić dostępność opieki nad małymi dziećmi.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »