Kosiniak-Kamysz: Rząd uelastycznia czas pracy

Rząd przyjął we wtorek projekt zmian w Kodeksie pracy, który wprowadza ruchomy czas pracy i wydłuża okres rozliczeniowy czasu pracy. Zdaniem ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, na rozwiązania te czekają firmy i zagrożeni zwolnieniami pracownicy.

Rząd przyjął we wtorek projekt zmian w Kodeksie pracy, który wprowadza ruchomy czas pracy i wydłuża okres rozliczeniowy czasu pracy. Zdaniem ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, na rozwiązania te czekają firmy i zagrożeni zwolnieniami pracownicy.


Centrum Informacyjne Rządu poinformowało, że zaproponowane rozwiązania realizują zapowiadane przez premiera Donalda Tuska w tzw. drugim expose postulaty dotyczące zmian w organizacji czasu pracy.

"Okres rozliczeniowy czasu pracy wydłużamy z obecnych nie więcej niż 4 miesięcy do maksymalnie 12 miesięcy. Dzięki temu pracodawca mając mniej zleceń ograniczy czas pracy pracowników np. do 7 godzin dziennie i wcześniej puści ich do domu. Kiedy pojawi się więcej zamówień, załoga zostanie w pracy odpowiednio dłużej. Ważne, żeby wszystko sumowało się w 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym" - poinformował we wtorek na blogu rządu minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz.

"Wprowadzamy również ruchomy czas pracy. Pracownicy będą mogli zaczynać robotę np. w poniedziałek o godzinie 8 rano, we wtorek i w środę o 11, a w czwartek i piątek znów o 8. Dajemy też możliwość rozpoczynania pracy np. między godziną 8 a 11. To szczególnie ważne we wszystkich publicznych instytucjach, ale i w całym sektorze usługowym" - zapowiedział minister.

Jego zdaniem rząd sięgnął po sprawdzone rozwiązania z ustawy antykryzysowej, przyjętej w porozumieniu ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców. Minister poinformował, że skorzystało z nich 1075 firm, głównie z branży przetwórczej, budownictwa i handlu. Większość - aż 741 - wybrała wydłużenie okresu rozliczeniowego do 12 miesięcy.

"Ustawa antykryzysowa obowiązywała do końca 2011 r. Zamiast przedłużać jej działanie zdecydowaliśmy wtedy wspólnie z partnerami społecznymi, że najlepsze rozwiązania chcemy na stałe wprowadzić do Kodeksu pracy. Tak właśnie się dzieje" - dodał.

Kosiniak-Kamysz wyraził żal, że tym razem rząd nie uzyskał pełnego poparcia związkowców z "Solidarności"; zaznaczył, że pracodawca będzie mógł wprowadzić zmiany dotyczące czasu pracy jedynie w porozumieniu z przedstawicielami załogi. "Tygodniami negocjowaliśmy ze związkami i pracodawcami (...) zapisy projektu ustawy. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że jesteśmy bliscy porozumienia, coś nas od niego oddalało" - napisał minister.

Reklama

"Nie mogliśmy dłużej czekać. Tych rozwiązań potrzebują nie tylko pracodawcy, ale też zagrożeni zwolnieniami pracownicy. Dlatego zdecydowaliśmy się iść z projektem do Sejmu mimo braku pełnego poparcia ze strony związkowców" - podkreślił na blogu.

W komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu napisano, że zgodnie z nowymi przepisami możliwość wydłużenia okresu rozliczeniowego będzie dotyczyła każdego systemu czasu pracy. Zdaniem rządu zmiana pozwoli pracodawcom bardziej elastycznie gospodarować czasem pracy pracowników, w zależności od zapotrzebowania na pracę w poszczególnych miesiącach.

"Okresy dłuższej pracy będą równoważone okresami pracy krótszej lub dniami wolnymi od pracy. Będzie się to odbywać z zachowaniem wymiaru czasu pracy danego pracownika ustalonego na przyjęty okres rozliczeniowy" - napisano w komunikacie.

Zgodnie z projektem pracownik będzie miał prawo do minimalnego wynagrodzenia za pracę, jeżeli np. w danym miesiącu nie miałby prawa do wynagrodzenia ze względu na rozkład czasu przyjęty w okresie rozliczeniowym. Możliwe będzie sporządzenie indywidualnego rozkładu czasu pracy pracownika (w formie pisemnej lub elektronicznej) na okres krótszy niż przyjęty okres rozliczeniowy - musi on obejmować jednak co najmniej 2 miesiące.

Nowe przepisy przewidują, że wydłużenie okresu rozliczeniowego czasu pracy będzie wymagać porozumienia pracodawcy z przedstawicielami pracowników. Powinien on być uwzględniony np. w układzie zbiorowym lub w porozumieniu z zakładowymi organizacjami związkowymi. Kopię porozumienia pracodawca będzie musiał przekazać okręgowemu inspektorowi pracy.

"Wprowadzenie dłuższego okresu rozliczeniowego służy lepszej organizacji pracy i rozliczaniu przez pracodawców czasu faktycznie przepracowanego przez pracowników. Jest to również mechanizm umożliwiający przedsiębiorcom elastyczne reagowanie na zmieniającą się koniunkturę gospodarczą. Najważniejsze jest jednak to, że przyjęte rozwiązania pozwolą zachować miejsca pracy. Podobne rozwiązania sprawdziły się doskonale w okresie obowiązywania tzw. ustawy antykryzysowej (sierpień 2009 r.- grudzień 2011 r.)" - poinformowało CIR.

CIR podało, że nowe przepisy dotyczące ruchomego czasu pracy zakładają, że będzie można ustalać rozkłady czasu pracy uwzględniające różne godziny rozpoczynania pracy. W pierwszym wariancie pracodawca będzie mógł wyznaczyć pracownikom różne godziny rozpoczynania pracy w poszczególne dni, z zachowaniem przepisów dotyczących wymiaru czasu pracy, odpoczynku dobowego i tygodniowego.

W drugim wariancie określany będzie przedział czasu, w którym pracownik powinien rozpocząć pracę (czyli zostanie określony czas, w jakim pracownicy powinni stawiać się do pracy). Warianty ruchomego czasu pracy powinny zostać uwzględnione w układzie zbiorowym lub w porozumieniu ze związkami zawodowymi. Ponadto wykonywanie pracy w systemie ruchomym będzie możliwe także na wniosek zainteresowanego pracownika, co przyczyni się do lepszego godzenia życia zawodowego i rodzinnego.

Na przyjęcie przez rząd czeka także opracowany przez resort pracy projekt ustawy o ochronie miejsc pracy. Przewiduje on dofinansowanie miejsc pracy w firmach, które - będąc w przejściowych kłopotach - zamiast zwalniać pracowników, zdecydują się na utrzymanie miejsc pracy. Firmy miałyby korzystać z pomocy nie dłużej niż sześć miesięcy. Kosiniak-Kamysz napisał w poniedziałek na swoim koncie na portalu twitter, że projekt przewiduje, że przedsiębiorcy dostaną dopłaty do pensji pracowników już przy spadku obrotów o 15 proc. Dopłaty do wynagrodzeń pracowników - w kwocie 794,20 zł - mają pochodzić z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Ponadto pracodawcy będą mogli korzystać z dofinansowania na spłatę zaległości względem ZUS, Funduszu Pracy oraz FGŚP. Podobne rozwiązania wprowadzono w 2009 r., ale skorzystało z nich mało osób. Obecny projekt zakłada prostsze procedury. 


PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »