Koniec pracy. Twojej

Wchodzimy w fazę, w której coraz mniej robotników będzie potrzebnych do produkcji dóbr i usług dla ludności świata. Zauważył to jakiś czas temu Jeremy Ryfkin w książce "Koniec pracy". Po latach już widać to, co przewidział. Od wielkiej recesji lat 2008 - 2009, zyski korporacji w Ameryce wchodzą na kolejny szczyt. Dochód narodowy wzrasta o 2,5 procent rocznie. Inwestycje w sprzęt i oprogramowanie są o włos od historycznego rekordu. Tylko miejsc pracy prawie nie przybywa. Skąd więc bierze się ten wzrost gospodarczy? Pracują za nas coraz lepsze roboty.

Fabryka Philipsa w chińskim mieście Zhuhai produkuje golarki elektryczne. Pracuje tam tysiące ludzi. A w Holandii w mieście Drachten produkują to samo, zatrudniając ledwie kilkudziesięciu pracowników na zmianę. Większą część pracy wykonuje 128 robotów przez 24 godziny na dobę 365 dni w tygodniu pod czujnym okiem kamer wideo. Są równie zwinne przy taśmie produkcyjnej jak ludzie, ale pracują bez wytchnienia i dużo szybciej. Dlatego stoją w szklanych klatkach, żeby zamachem ramienia nie zraniły resztek ludzkiej obsługi. Bardzo łatwo je przeprogramować, mogą więc składać dowolny domowy sprzęt elektroniczny.

Reklama

Korporacja Foxconn produkująca w Chinach iPhony Apple, obecnie zatrudniająca milion robotników, planuje zainstalować milion takich robotów w ciągu najbliższych lat. Prezes Terry Gou wyjaśnił chińskiej agencji prasowej, czemu tak postąpi: "Skoro ludzkie istoty są też zwierzętami, to zarządzanie milionem zwierząt przyprawia mnie o ból głowy".

Dwaj ekonomiści ze sławnego MIT w Bostonie Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee uważają, że wkrótce zajdzie tak rewolucyjna zmiana, jaka zaszła przez stulecie w rolnictwie. W Ameryce pracowało na roli 40 procent zatrudnionych - obecnie 2 procent. Tylko ta zmiana zajdzie szybciej, bo rozwój zdolności komputerów postępuje błyskawicznie. W roku 2005 wydawało się niemożliwe zbudowanie komputera, który poprowadzi samochód w ruchu ulicznym. Sześć lat później Google przedstawiło takie właśnie automatyczne auto. Gwałtowny rozwój technologii rozpoznawania i dotyku ułatwia wypieranie ludzi z kolejnych prac. Szerokokadłubowe samoloty Boeinga nitują w hangarach roboty, które bardzo szybko posuwają się po cielsku przyszłego odrzutowca.

Roboty stają się coraz bardziej opłacalne od robotników. Na giełdzie automatonów w ubiegłym roku w Chicago specjalista Ron Potter dał przykład, jak zwracają się koszty. Cena pewnego systemu pracy automatycznej wynosiła 250 tysięcy dolarów. Zastąpił dwóch operatorów maszyn, każdy o zarobkach 50 tysięcy dolarów rocznie. Po 15 latach korporacja uzyska 3,5 miliona dolarów oszczędności na koszcie pracy i produktywności.

Nie tak dawno jeden robot wykonywał tylko jedną czynność. Dziś w zakładach Tesla Motors w Kalifornii roboty wykonują cztery: spawanie, nitowanie, łączenie i instalację komponentu. Podczas pięciu minut postoju taśmy produkcyjnej na jednym stanowisku, osiem robotów wykonuje przy jednym aucie rozmaite czynności. Docelowo wytworzą w pierwszym roku 20 tysięcy samochodów. Zakłady Tesla są maleńkie w porównaniu z gigantyczną fabryką Hundai i Beijing Motors pod Pekinem. Takie roboty jak w Tesli będą tam składały milion pojazdów rocznie.

Pewnym pracom konkurencja maszyn jeszcze nie zagraża. Na przykład w budownictwie, gdzie robotnik musi poruszać się w nieprzewidywalnym otoczeniu i wykonywać różne, niepowtarzalne czynności. Także składanie produktów w małych seriach lub jednego produktu w wielu wersjach. Bo w takich wypadkach przeprogramowanie robota wypada za drogo. Jednak na pewno będzie tak, jak z automatycznym autem Google. Kilka lat temu niemożliwe, dziś porusza się w nieprzewidywalnym otoczeniu na drodze. "The New York Times", skąd biorę te dane, powtarza za naukowcem Gary Bradski, który pracuje nad "wzrokiem" robotów: skutki automatyzacji będą tak wielkie, jak internetu.

A co z ludźmi? Przychodzi mi na myśl zapomniany Unabomber, Ted Kaczyński. Chciał zwalczyć postęp techniczny przez zamachy na informatyków. Zranił 29 osób, dwie ciężko okaleczył, trzy zabił. Do końca życia nie wyjdzie z więzienia. Ale zanim go złapali, napisał książkę "Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość"; wyszła też po polsku. Ostrzega przed tym, co się właśnie staje:

"Praca ludzka nie będzie już konieczna i masy staną się pustym ciężarem dla systemu. Jeśli elity będą okrutne, to spowodują eliminację zbędnej ludności przez redukcję urodzin przy pomocy propagandy i środków biologicznych. Może się zdarzyć, że elita będzie miała miękkie serce liberałów. W takim razie zatroszczy się o potrzeby fizyczne mas i zdrowe hobby dla każdego. Ale życie stanie się tak bezcelowe, że ludzkie istoty spadną do poziomu udomowionych zwierząt".

Witajcie w raju.

Krzysztof Kłopotowski

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Tygodnik Solidarność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »