Koniec bajki? "Pokolenie Z" szuka pracy

Nazywa się ich różnie. W zależności od kraju są pokoleniem 1 000 euro, generacją praktyk, straconym pokoleniem. Oni sami mówią o sobie "oburzeni" lub - nawiązując do popularnego produktu firmy Apple - IPOD, co po rozszyfrowaniu i w wolnym tłumaczeniu z angielskiego oznacza: niepewni, pod presją, nadmiernie opodatkowani, zadłużeni (Insecure, Pressured, Overtaxed, Debtridden). O kim mowa?

O młodych Europejczykach wkraczających właśnie na rynek pracy. Choć pierwsze kroki w tej dziedzinie nigdy nie były łatwe, nigdy nie były też tak trudne jak obecnie. Głównie za sprawą ostatniego kryzysu, który "zamieszał" nie tylko na rynkach finansowych, ale też w życiu milionów dwudziestolatków z całej Europy.

Młody jest szczególny

Od wielu lat bezrobotna młodzież - obok pozostających bez pracy niepełnosprawnych, więźniów czy rodziców samotnie wychowujących dzieci - zaliczana jest do grupy osób w tzw. szczególnej sytuacji na rynku pracy. Nie bez przyczyny. Problem z brakiem pracy dla młodych ma bowiem wymiar strukturalny. Oznacza to, że nie jest zależny od koniunktury - nawet jeśli gospodarka rośnie w siłę i poprawia się większość ekonomicznych wskaźników, bezrobocie młodych nie zanika.

Szukasz pracy? Przejrzyj oferty w serwisie Praca INTERIA.PL

Problemy z młodymi na rynku pracy nie kończą się jednak wyłącznie na bezrobociu. Niepokoją również inne fakty: zatrudnienie w szarej strefie, duży odsetek elastycznych umów o pracę, zajęcia o małej produktywności i "atrakcyjności", niskie zarobki czy wreszcie ograniczona lub żadna ochrona socjalna. Wszystko to powoduje, że młodzi nie mogą być pewni jutra. A zwłaszcza dziś, w pokryzysowej rzeczywistości.

Dlaczego tak jest? Młodzież jest zawsze pierwszą ofiarą hamującej i ostatnim beneficjentem rozpędzającej się gospodarki. W literaturze amerykańskiej zjawisko to porównuje się do rachunkowej zasady LIFO (last in, first out), przy pomocy której szacuje się ruch towarów w magazynie i wycenia ich wartość. Na język polski regułę tę tłumaczy się jako "ostatnie przyszło, pierwsze wyszło". Tak też jest z "przepływem" młodych w przedsiębiorstwach. W momencie gdy gospodarka wraca na ścieżkę wzrostu, większość firm, mając do wyboru młodego, niedoświadczonego pracownika i osobę o ugruntowanej pozycji w branży, podejmie współpracę z tą drugą. Z kolei w okresie dekoniunktury z firmą w pierwszej kolejności pożegnają się osoby o najkrótszym stażu, najskromniejszym doświadczeniu czy też najniższej, realnej wartości dla przedsiębiorstwa. Głównie ludzie młodzi.

Ten kryzys jest inny

W młodzież uderzają również inne strategie firm, zwłaszcza te wypracowane w reakcji na gospodarczy krach. O ile jeszcze kilka lat temu sukces na rynku pracy gwarantowała kreatywność i nietuzinkowość myślenia, o tyle aktualnie liczy się przede wszystkim wiedza i doświadczenie. Zatrudnienie młodej osoby, z niewielkim lub żadnym doświadczeniem zawodowym, nawet za połowę kwoty, której oczekuje doświadczony kandydat, jest dla wielu firm zbyt ryzykowne. Wolą zapłacić więcej, ale mieć gwarancję, że pracownik wie, co robi i nie narazi ich na utratę klienta, zlecenia czyli pieniędzy.

Młodym nie sprzyjają również wprowadzane przez większość europejskich rządów reformy w polityce zatrudnienia. Pod wpływem tych zmian, skupionych na jak najdłuższej aktywności zawodowej obywateli, rośnie ustawowy wiek emerytalny, likwidowane są wcześniejsze emerytury czy prawa do przedemerytalnego zasiłku. Odejście od pasywnej polityki rynku pracy ogranicza naturalną wymianę pokoleniową. W praktyce oznacza to, że na rynek pracy wkraczają młodzi, ale nie mogą znaleźć zatrudnienia, bo stanowiska wciąż zajmują starsi.

Poprzednie kryzysy gospodarcze nie były również tak głębokie i dotkliwe jak ostatni. Prognozy większości instytucji badawczych i think-tanków nie są optymistyczne. Eksperci przewidują, że w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat nie powinniśmy liczyć na spektakularną poprawę, a w przypadku niektórych krajów mówi się wręcz o nadciąganiu tzw. drugiej fali kryzysu. Dla większości państw Unii Europejskiej szacunki wzrostu gospodarczego na najbliższe lata nie przekraczają 3-4 proc. PKB w ujęciu rocznym. To za mało, aby wygenerować taką liczbę stanowisk, która rozładowałaby nadwyżkę rąk do pracy.

Dodatkowo, rządzący znajdują się w swoistym błędnym kole. Mając ograniczone środki w budżecie, tną większość państwowych wydatków, w tym pieniądze na aktywizację zawodową. W 2011 roku polski Fundusz Pracy wyda na ten cel tylko 3,2 mld zł, w ubiegłym było to ponad 7 mld zł. Fundusze na aktywizację są również przekierowywane na rzecz wypłaty zasiłków i innych świadczeń dla rosnącej liczby bezrobotnych. Niższe nakłady na aktywizację to mniejsza ilość osób objętych pomocą, a tym samym niższe szanse niektórych na szybki powrót do zatrudnienia. To z kolei wydłuża czas pozostawiania na bezrobociu i koło się zamyka.

X, Y, Z...?

Pewny jest jeden fakt - jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, młodzież będzie zmuszona ograniczyć konsumpcję lub zmienić jej wzorce. Dla wielu przedsiębiorstw będzie to równoznaczne z uszczupleniem istotnej grupy klientów, która wcześniej stanowiła koło napędowe dla ich firm. Dla państw niepracująca młodzież oznacza z kolei mniejsze wpływy do budżetu z tytułu podatku dochodowego, ale też większe koszty "obsługi" bezrobotnych i ryzyko zachwiania systemu emerytalnego. Nie są to "bolączki" łatwe do rozwiązania, zwłaszcza teraz, przy niesprzyjających warunkach gospodarczych.

Zobacz galerię zdjęć z akcji "Okupacja Wall Strett"

Osobnym zagadnieniem są skutki, jakie niepowodzenia młodych na rynku pracy mogą mieć dla nich samych. W opozycji do większości wcześniejszych pokoleń dzisiejsi dwudziestolatkowie nie doświadczyli żadnej pokoleniowej traumy. Przeciwnie - są przywiązani do komfortu, który zagwarantowały im stabilne posady rodziców, głównie reprezentantów tzw. pokolenia X. Ci ostatni dzięki pracy w dużych korporacjach i nierzadko astronomicznym zarobkom zapewnili młodym spokojne dorastanie. Nie przewidzieli jednak, że "bajka" może się skończyć w momencie, gdy ich dzieci będą musiały rozglądać się za własnym źródłem utrzymania. Już teraz psycholodzy przewidują, że zmagania pokolenia Y ze znalezieniem pracy mogą odcisnąć piętno na ich psychice - przynieść poczucie bezradności, apatię czy izolację. Niektórzy zaczynają wręcz mówić o nowym pokoleniu - generacji Z, której wyróżnikiem staną się problemy ze znalezieniem godnej pracy.

Aleksandra Strojek, Sedlak & Sedlak

Artykuł pochodzi z portalu

rynekpracy.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »