Każdy pracownik może dostać 25 procentową podwyżkę

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców proponuje likwidację PIT i CIT oraz składek, m.in. na ZUS, czy NFZ. Zdaniem ZPP przyniosłoby to pracownikom 25 proc. podwyżkę płac, a budżetowi dodatkowe dochody. Eksperci odradzają pośpiech. Tymczasem analitycy rynku pracy prognozują, że w 2016 r. czekają nas podwyżki płac.

Przedstawione przez ZPP propozycje zmierzają do likwidacji PIT oraz składek NFZ, ZUS, Funduszu Pracy, Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i zastąpienie ich podatkiem od Funduszu Płac w wysokości 25 proc. Miałby być ona odprowadzany przez pracodawców od sumy wypłat za pracę. <b>Zdaniem głównego ekonomisty ZPP Mariusza Pawlaka spowodowałoby to 25 proc. wzrost płac.

</b>Pawlak wyliczył, że pracownik, który kosztuje firmę 5 tys. zł dostaje na rękę tylko 3 tys. zł - 2 tys. zabiera państwo w postaci podatków i składek. Po zmianie dostawałby 3750 zł, poza tym system byłby prostszy. "Dodatkową zaletą byłaby możliwość przekierowania urzędników zajmujących się poborem podatków na ściganie przestępstw podatkowych i patologii" - powiedział Pawlak. Zgodnie z propozycją ZPP osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą miałyby płacić podatek ryczałtowy w wysokości od 3 proc. do 15 proc. (w zależności od branży) - na początek 3,9 proc.

Reklama

Nie miałyby jednak możliwości korzystania z kosztów uzyskania przychodów, dzięki czemu udałoby się uniknąć sporów o to, jaki wydatek można do nich zaliczyć, a jaki nie. Jednocześnie w zamian za składki społeczne i zdrowotne dla jednoosobowych przedsiębiorców wprowadzonoby podatek od usług publicznych w wysokości 25 proc. średniego realnego wynagrodzenia. Obecnie byłoby to 550 zł miesięcznie. Najmniejsza działalność gospodarcza podlegałaby zryczałtowanemu podatkowi od sprzedaży w wysokości 15 proc., przedsiębiorcy tacy nie płaciliby jednak podatku od usług publicznych.

Natomiast CIT miałby zostać zastąpiony podatkiem od przychodu w wysokości 1,49 proc., a w przypadku banków i instytucji finansowych 0,49 proc. Zaproponowano opodatkowanie dywidend 25 proc. stawką, co - zdaniem Pawlaka - zachęciłoby firmy do reinwestowania zysków i zniechęciło do optymalizacji podatkowej. Dopuszczono ponadto ujednolicenie stawki VAT na poziomie 16,25 proc. Według Pawlaka pakiet przygotowanych przez ZPP zmian przyczyniłby się do ograniczenia szarej strefy, zmniejszenia skali unikania opodatkowania, spowodowałby wzrost konsumpcji prywatnej, co przełożyłoby się na szybszy wzrost gospodarczy. Pawlak przedstawił obliczenia, z których wynikało, że w ostatecznym rozrachunku zmiany byłyby pozytywne dla budżetu - zapewniłyby stabilność finansów publicznych.

<b> Podczas debaty nad pomyłem prof. Witold Modzelewski z Uniwersytetu Warszawskiego zwrócił uwagę, że na razie nie ma projektu zmian, który można by oceniać, niemniej o zmianach należy dyskutować. Modzelewski powiedział, że w finansach publicznych mamy do czynienia z największym załamaniem dochodów podatkowych od 1992 r. Wskazał na ogromną skalę wyłudzeń VAT. "Dziś trzeba ratować finanse publiczne" - podkreślił.

</b> Ekonomista z FOR Aleksander Łaszek ocenił, że opodatkowanie 25 proc. podatkiem funduszu płac bez kwoty wolnej od podatku może być niekorzystne w przypadku pracowników najmłodszych, którzy wchodzą na rynek pracy i mają niskie wynagrodzenia.

Ekonomista ostrzegł ponadto, że podatek przychodowy, poprzez opodatkowanie obrotu na każdym etapie, może powodować zakłócenia w gospodarce - sprzyja importerom oraz przyczynia się do powstawania olbrzymich firm. Zdaniem Łaszka przedsiębiorstwa, które nie muszą dokumentować kosztów w naturalny sposób zachęcane są do korzystania z usług szarej strefy. Z kolei prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych Maciej Bukowski mówił, że wprowadzanie radykalnych zmian, zwłaszcza po stronie dochodowej budżetu, jest zawsze bardzo trudne. Radził, by poczekać na efekty podobnych reform, które są przeprowadzane w Kazachstanie.

- Odłóżmy te eksperymenty na razie. Niech je Kazachstan przetestuje - mówił. Przedstawione przez ZPP propozycje pozytywnie ocenił prof. Robert Gwiazdowski z Fundacji Warsaw Enterprise Institute. Zaznaczył, że jest to projekt polityczny, bowiem z ekonomicznego punktu widzenia zmiany są spójne. - To polityczne wyzwanie. Z tym z całą pewnością będzie problem. Doszliśmy jednak do miejsca, w którym nie można udawać, że nic nie trzeba robić  - powiedział Gwiazdowski. Jego zdaniem pomysł ZPP pokazuje, że można radykalnie obniżyć opodatkowanie pracy i podnieść wynagrodzenia. Prof. przyznał, że ryzyko dla pomyślnej realizacji zmian związane jest z założeniem, że podczas ich wprowadzania nic złego nie stanie się w gospodarce światowej.


Dobre wiadomości dla pracowników

Polskie firmy będą podwyższać płace - takie wnioski płyną z najnowszego badania podwyżek Global Salary Increase Survey, prowadzonego przez firmę doradczą Aon Hewitt, w którym wzięło udział 210 firm z Polski. W roku 2015 polskie firmy przyznały podwyżki wynagrodzeń wynoszące średnio 3,5 proc. Na rok 2016 planują wzrost płac rzędu 3,6 proc. Z badania wynika, że w 2016 roku płace w krajach Unii zwiększą się średnio o 3,4 proc. Dla porównania, realny wzrost płac w Danii wyniesie 0,8 proc. i jest to najniższy wynik w Unii Europejskiej, w Niemczech zaś - 1,3 proc., we Francji 1,1 proc., w Belgii 0,9 proc., a w Szwecji 1,2 proc. Najatrakcyjniejsze podwyżki wśród pracowników zatrudnionych na Zachodzie Europy otrzymają Szwajcarzy - prognozowany realny wzrost wynagrodzeń wynosi 2,1 proc. Wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej wyższych realnych podwyżek mogą spodziewać się osoby zatrudnione w Rumunii - 4,1 proc.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »