Kasa za drinka, czyli 150 euro za 30 minut

Nie jest prostytutką, ale jej obowiązki wychodzą poza zakres usług świadczonych przez kelnerki. Dama do towarzystwa - też nie...

Od najmłodszych lat uczyła się niemieckiego. Przynajmniej raz w roku odwiedzała rodzinę, mieszkającą za zachodnią granicą. Jej brat od kilku lat również mieszka i pracuje w Niemczech. Cztery lata temu wyjechała na studia do Heidelbergu. Wiadomo, utrzymanie kosztuje: akademik, dojazdy, a i uczelnie na Zachodzie są płatne. Rodzice wspierali córkę finansowo, ale wolała stanąć na własnych nogach - w końcu jest samodzielna i odpowiedzialna.

Imała się różnych zajęć. Chętnie pomagała starszym osobom. Ale była to praca dosyć wyczerpująca. Kilkugodzinne sprzątanie, gotowanie, załatwianie sprawunków na mieście, a często i rola opiekunki czy nawet pielęgniarki, gdy trzeba było umyć podopiecznego lub podać leki. Jako że nie chciała zaniedbać nauki, mogła być dyspozycyjna jedynie w weekendy, a w studenckim mieście jakim jest Heidelberg trudno znaleźć pracę, która nie koliguje z uniwersyteckimi zajęciami.

Reklama

Po roku zrezygnowała z opieki nad starszymi osobami i zaczęła pracować w barze. Dorabiała jako kelnerka. I tak jest do teraz, choć lokal dosyć oryginalny...

Sama ustalasz ceny

W barze kilkadziesiąt kilometrów od Heidelbergu pracują same dziewczyny. Jedna za barem, pozostałe to obsługa czyli kelnerki. Kilka Niemek, poza tym trzy Polki, Słowenka, dwie Greczynki i Czeszka - większość pracuje na czarno.

Są studentki, ale nie brakuje też dojrzałych kobiet. Praca jak praca - mówią, może jest nieco przyjemniejsza niż w przeciętnym barze, bo klienci są zawsze mili i jest wiele możliwości, aby dorobić do wypłaty.

Jakie to możliwości?

Są oczywiście napiwki, ale nie tylko - wszystko zależy od tego, ile wypijesz! Tak, bo w odróżnieniu od innych lokali, gdzie personel nie może pić alkoholu w godzinach pracy, tu przeciwnie, jest to wskazane. Kelnerka powinna wręcz zachęcić klienta, by postawił jej drinka, bo wówczas pracownica zyskuje dodatkowe profity - 10% z każdego napoju. Cena napojów zaczyna się od 10 euro, dalej są małe butelki Picollo różnego gatunku między 40 a 60 euro, można też zamówić szampana za 150-200 euro. Ale nie chodzi tu o picie, tylko o czas, który kobieta spędza z klientem.

Mężczyźni, którzy przychodzą do lokalu, pragną towarzystwa, niezobowiązującej rozmowy. Często nurtują ich liczne problemy zawodowe lub osobiste, o których nie mogą lub nie mają z kim porozmawiać. Nie chcą się żalić i opowiadać o swoich troskach, czasami proszą, aby kelnerka tylko posiedziała z nimi przy stoliku. Inni organizują wyjścia firmowe, spotkania z kolegami lub wieczory kawalerskie. Owszem, są i tacy, którzy oczekują czegoś więcej, jednak dziewczyna nie musi się zgadzać.

- Zaczyna się od 150 euro za 20-30 minut, to kobieta decyduje o cenie. Mnie jeden mężczyzna proponował 600 e, a inny nawet 900, ale chyba tylko dlatego, żeby sprawdzić, kiedy się ugnę i zgodzę - wyznaje młoda Polka. - Był zdziwiony, że odmówiłam. Niektórym wydaje się, że wystarczy odpowiednia cena, byś z nim poszła do łóżka - dodaje.

Nie ma licytacji, naganiania czy błagania. Klienci są grzeczni i kulturalni. Gdy dziewczyna przyjmie propozycję, para dyskretnie wychodzi do jednego z pokojów, które znajdują się na piętrze.

Praca czy chłopak?

- Moi bliscy wiedzą, że w weekendy pracuję w barze, chociaż nie mają pojęcia w jakim. Myślę, że nie zaakceptowaliby tego - tłumaczy młoda polska studentka. Chociaż w piątek po zajęciach musi wyjechać z Heidelbergu, aby wieczorem być w pracy, a wraca dopiero w poniedziałek nad ranem, opłaca się. - Za same weekendy zarabiam więcej niż pracując normalnie na pół etatu, na miejscu - dodaje.

Lubi swoją pracę. Jakby chciała, mogłaby zarabiać więcej, wiadomo... - Ale nie chcę, mam w Polsce chłopaka, któremu chcę być wierna - zaznacza. Kiedyś myślała, żeby powiedzieć mu, gdzie pracuje. Skoro ona nie robi nic złego, nie byłby oburzony czy zazdrosny. Jednak po dłuższym zastanowieniu stwierdziła, że nie umiałby się z tym pogodzić.

Owszem, kłamstwa i wymigiwanie się od niektórych odpowiedzi są męczące, na przykład, gdy pyta ją, jak minął wieczór w pracy. Jednak zyski również nie są bez znaczenia. - Nie chodzi tu o pazerność ale o możliwość utrzymania się. Gdyby mi zależało jedynie na kasie, mogłabym zwiększyć swoje dochody. Ale cieszę się, że nikt mnie nie zmusza i nie namawia do zmiany decyzji - tłumaczy i zaznacza, że to nie dom publiczny, a zwyczajny bar.

- To moja praca, ale też ciekawy sposób na spędzenie weekendu. Poznaję nowych ludzi. Ostatnio przychodzi, specjalnie, aby spotkać się ze mną, pewien czterdziestolatek. Właśnie jest w trakcie sprawy rozwodowej. Miło nam się rozmawia - opowiada. - Wiem, że w Niemczech jest sporo takich lokali, ale nie znam wielu dziewczyn, które w nich pracują. Dla mnie to idealny sposób na zarobienie pieniędzy na studia. Chociaż nie wiążę swojej przyszłości z tym barem, to wiele kobiet pracuje tu od lat. I bardzo sobie to chwalą - dodaje.

Aleksandra Pieczyńska

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »