Ile można zaoszczędzić na monitorowaniu pracownika
Ponad pół miliona złotych rocznie może zaoszczędzić średnie przedsiębiorstwo dzięki programowi monitorującemu sposób korzystania z komputerów przez pracowników. Pozwala on ograniczyć tzw. cyberslacking oraz zużycie materiałów biurowych.
- Przeciętny pracownik spędza w pracy ok. godzinę na tzw. cyberslacking, czyli korzystanie z internetu w celach prywatnych - mówi Grzegorz Gawliczek, ekspert w dziedzinie informatyki w biznesie i członek Stowarzyszenia Aktywnych Przedsiębiorców Śląskich (SAPŚ). Jeśli czas przeznaczony na "internetowe lenistwo" uda się zmniejszyć u każdego pracownika o pół godziny, w skali roku otrzymamy ok. 130 dodatkowych godzin efektywnej pracy. W przeliczeniu na złotówki, w spółce zatrudniającej 100 pracowników, będzie to kwota ok. 280 tys. złotych. Została ona ustalona w oparciu o średnie krajowe wynagrodzenie i 8-godzinny dzień pracy.
Do tego należy doliczyć oszczędności związane z niższym kosztem eksploatacji drukarki, czyli wydatkami na papier i tonery. Szacuje się, że na te cele firmy przeznaczają ok. 1 proc. swoich rocznych obrotów. W przypadku spółki o przychodach sięgających 100 mln zł, wydatki na drukowanie oscylują wokół 1 mln zł. Niestety nie wszystko, co zostało wydrukowane w pracy jest później wykorzystywane do celów służbowych. Wielu pracowników czuje się w swoim biurze, jak w darmowym punkcie ksero. Drukowanie prac dyplomowych to jedno z najczęstszych pracowniczych przewinień. Drukujemy nie tylko czarno-białe strony z tekstem, ale również zdjęcia swoich dzieci i wnuków.
Instalacja programu monitorującego komputer nie tylko pozwala przypilnować, by pracownik nie marnował czasu w pracy, ale również nie marnował firmowych artykułów biurowych. Jak wynika ze statystyk, po instalacji programu koszty związane z zakupem papieru do drukarek i tonerów maleją o 30 proc. Wynik finansowy może zatem wzrosnąć o kolejne 300 tys. zł.
Cyberslacking w polskim wydaniu nie ogranicza się wyłącznie do przeglądania poczty e-mail. Odwiedziny na portalach społecznościowych, takich jak facebook czy nasza klasa w godzinach pracy, są na porządku dziennym. Do tego dochodzą zakupy na Allegro, przeglądanie for branżowych, portali typu youtube oraz korzystanie z komunikatorów.
Jednym z największych wrogów pracodawców są gry internetowe, które można otworzyć w zwykłej przeglądarce. Bardzo szybko można je włączyć i wyłączyć, maskując się przed szefem. Programy monitorujące bardzo łatwo wychwytują graczy.
- Pozwalają one zbadać, na jakie strony pracownik zagląda, ile czasu na nich spędza, jakie programy instaluje i usuwa. O użytkowniku wiemy praktycznie wszystko, łącznie z tym, z jaką częstotliwością klika w klawiaturę i co drukuje - mówi Grzegorz Gawliczek, właściciel firmy X-Com. Bardzo trudno jest przechytrzyć program. Nawet jeśli pracownik ma włączoną aplikację Word, system widzi, czy faktycznie z niej korzysta, czy jest tylko uruchomiona. Monitoring pozwala również na cykliczny zrzut ekranu oraz zdalny podgląd pulpitu.
Do cyberslackingu przyznaje się ok. 90 proc. polskich pracowników (badania firmy Gemius). Co więcej, większość z nich uważa, że nie ma w tym nic szkodliwego, jeśli nie przeszkadza to w wypełnianiu obowiązków służbowych. Część pracodawców zaakceptowała fakt istnienia tego zjawiska i godzi się na takie praktyki, jeśli zachowane są zdrowe proporcje. - Nikt nie jest w stanie zmusić pracownika, by był skupiony wyłącznie na pracy przez pełne 8 godzin. Jeśli na tzw. cyberslacking poświęca ok. 10 proc., a na pozostałe czynności, takie jak przerwa na kawę i papierosa, czy toaletę, kolejne 10 proc., to nie ma powodów do niepokoju. Wszystko mieści się w normie - wyjaśnia Grzegorz Gawliczek. Jeśli jednak czas faktycznej pracy jest mniejszy niż 70 proc. ogólnego czasu pracy, to warto bliżej przyjrzeć się firmowym komputerom.
Załatwiasz sprawy prywatne w pracy? - podyskutuj na FORUM
Zanim jednak system zostanie wdrożony, pracodawca musi poinformować swoich podwładnych o zmianach. Albo poprzez pisemne powiadomienie, albo komunikat wyświetlany na monitorze przy włączeniu komputera. - Jeśli przełożony tego nie zrobi, korzystanie z internetu do celów prywatnych w świetle prawa nie może być powodem zwolnienia - tłumaczy Grzegorz Gawliczek.
Nie zawsze pracodawca potrzebuje rozwiniętych systemów informatycznych, by dowiedzieć się, co robią jego podwładni. - Nierzadko pracownicy dokonują wpisów na portalach społecznościowych w godzinach pracy. Wystarczy raz na jakiś czas wejść np. na portal facebook, gdzie podawana jest dokładna godzina każdej aktywności użytkownika. Zdarzyło mi się odpowiedzieć na pytanie jednego z moich pracowników, które zadał znajomym na swoim profilu, gdy powinien był pracować. Od tamtej pory już tego nie robi - opowiada założyciel X-Com.
Absurdalne zachowania pracowników na tym się nie kończą. Znane są przypadki oglądania pornografii w czasie pracy, pomimo tego, że komputer był monitorowany i pracownik o tym wiedział. Nietrudno się domyślić, że historia ta skończyła się zwolnieniem.