Ile dni pracujesz na kredyt?

Banki lekką ręką przyznają kredyty mieszkaniowe, choć wiedzą, że wielu klientów po zapłaceniu raty nie będzie mieć z czego żyć. Nawet dobrze zarabiający muszą pracować prawie pół miesiąca na spłatę raty.

Jedna dziesiąta Polaków może mieć wkrótce kłopoty ze spłatą kredytów (dane Konfederacji Przedsiębiorstw Finansowych). Raty kredytu są tak duże, że nie wystarcza im na życie. Z danych firmy InfoMonitor BIG wynika, że już dziś z regulowaniem comiesięcznych zobowiązań problemy ma co najmniej 1,2 mln Polaków. Kwota zaległości z tytułu czynszów za mieszkanie, rachunków za prąd, niespłaconych kredytów sięga już 7 mld zł!

Ale nawet ci, którzy dzisiaj nie mają problemów finansowych, na spłatę kredytu pracują prawie pół miesiąca. Pokazuje to raport doradców finansowych z Open Finance. Np. singiel z Warszawy zarabiający 6,7 zł netto na ratę za mieszkanie warte 446 tys. zł pracuje ponad dziewięć dni (zakładając, że miesiąc ma 21 dni roboczych).

Reklama

- Osoby, które zaciągają kredyty ponad własne możliwości, nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, jakie ryzyko niesie taka pożyczka - mówi Krzysztof Rybiński, ekonomista z firmy doradczej Ernst & Young, do niedawna wiceszef NBP. Ostrzega, że może to skończyć się dla nich katastrofą, bo jak przewidują specjaliści, stopy procentowe będą rosły. - Podniesienie ich o jeden punkt w przypadku 300-tysięcznego kredytu złotówkowego na 30 lat oznacza ratę większą o 300-400 zł. Dla wielu osób, które zaciągają pożyczki w maksymalnej kwocie, oznacza to utratę płynności finansowej. O takich rzeczach klient powinien wiedzieć przed podpisaniem umowy kredytowej. Niestety, banki, nawet jeśli ostrzegają o takim ryzyku, to często używają języka niezrozumiałego dla przeciętnego człowieka. Albo nawet o tym nie mówią, a dodają taką informację w umowie małą czcionką - mówi Rybiński.

Anna i Tomasz: Doradca namawiał nas na większy kredyt

Mówi Tomasz: kredyt wzięliśmy rok temu, tuż po ślubie. Jako PR-owiec zarabiałem ok. 3 tys. zł, żona jako handlowiec drugie tyle. Chcieliśmy, aby po opłaceniu raty stać nas było jeszcze na wakacje i wyjście do pubu. Zaskoczyła nas nachalność doradcy bankowego, który się nami opiekował. Namawiał, abyśmy kupili duże mieszkanie. Przekonywał, że na pewno na tym nie stracimy, bo nieruchomości drożeją, a poza tym wygodniej żyje się na 70 metrach niż 43. Był przekonujący, przyznam, że zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, czy faktycznie nie kupić czegoś większego. W końcu każdy chce pochwalić się przed znajomymi.

Doradca nie interesował się naszymi obciążeniami. Proponował, abyśmy we wniosku kredytowym nie ujawniali, że niedawno kupiliśmy na raty pralkę, że oboje mamy telefony, na które wydajemy w sumie 300-400 zł. Nie przeszkadzało mu również to, że choć kredyt hipoteczny będziemy musieli spłacać zaraz po jego zaciągnięciu, a nasz blok najwcześniej zostanie wybudowane za półtora roku. Przez ten czas musielibyśmy wynajmować mieszkanie, za które płacimy 1400 zł.

W ostatniej chwili opamiętaliśmy się i nie podpisaliśmy umowy na 600 tys. zł, a zostaliśmy przy naszym skromnym dwupokojowym mieszkanku na Białołęce za 260 tys. zł. Bo może byłoby nas stać na spłatę wysokiego kredytu, ale poza tym chyba na nic więcej. Wzięliśmy 300 tys. zł kredytu we frankach szwajcarskich na 30 lat. Rata miesięczna: ok. 1700 zł. Ja teraz zarabiam 3,8 tys. zł, Ania 4 tys. zł. Na ratę pracujemy 4,5 dnia.

Zadłuż się, miły, zadłuż

Większość banków udziela kredytów hipotecznych nawet wtedy, gdy miesięczna rata wynosi ponad połowę domowego budżetu.Według danych AIG United Guaranty robi tak aż 11 spośród 20 największych banków w Polsce. AIG UG porównał maksymalną wysokość kredytu, na jaki może liczyć czteroosobowa rodzina z dochodem netto rzędu 3,5 tys. zł, zapożyczająca się na 30 lat i kupująca mieszkanie w całości na kredyt. Część banków (BPH, BOŚ, BPS) pożyczy takiej rodzinie nie więcej niż 195-215 tys. zł. Ale są i takie (Raiffeisen, Kredyt Bank, DomBank czy Eurobank), które udzielą nawet 315-350 tys. zł kredytu. Przy tak wyliczanej zdolności kredytowej i obecnym oprocentowaniu kredytów złotowych wysokość miesięcznej raty może zrujnować domowy budżet. Klient Eurobanku czy Raiffeisena zapłaci co miesiąc aż 2,3-2,4 tys. zł. Na życie całej rodzinie zostanie raptem 1,1-1,2 tys. zł.

- Na początku wszystkie banki szukały klientów wśród dobrze zarabiających. Tyle że tych w końcu zabrakło. Wiele banków zaczęło więc przy niższych dochodach wyliczać coraz wyższą zdolność kredytową. Problem w tym, że jest ona obliczana na chwilę obecną. Bank nie bierze pod uwagę, że za jakiś czas możemy stracić pracę, kupić samochód czy nawet, że za kilka lat urodzi się nam dziecko, którego utrzymanie też przecież kosztuje - mówi Ryszard Petru, główny ekonomista ostrożnego w udzielaniu kredytów hipotecznych banku BPH, były doradca Leszka Balcerowicza.

INTERIA.PL/Metro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »