Dr Sienkiewicz: Przekwalifikujesz się albo przepadniesz. Rynek pracy wymusza zmiany

Zdobycie nowego zawodu staje się nieuniknione. Wpływ na to mają dynamiczne zmiany zachodzące na rynku pracy. Z danych OECD wynika, że blisko co piąty pracownik ma niedopasowane kompetencje do zajmowanego stanowiska. Przyczyniają się do tego różne strategie pracodawców, którzy m.in. zawyżają wymagania wobec kandydatów. Z kolei w sektorach z niskimi płacami można zauważyć obniżanie poprzeczki potencjalnym zatrudnionym.

Część personelu jest stopniowo zastępowana przez maszyny. Dotyczy to również profesji, które do niedawna uchodziły za odporne na automatyzację. Ostatnie szacunki wskazują, że ok. 20 procent stanowisk jest zagrożonych likwidacją ze względu na postęp technologiczny.

Proces przekwalifikowania może zająć kilka lat i łączy się z ryzykiem. Jednak nie trzeba się go bać nawet po pięćdziesiątym roku życia. O tym wszystkim mówi dr Łukasz Sienkiewicz, prezes Instytutu Analiz Rynku Pracy i adiunkt w Instytucie Kapitału Ludzkiego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Czy obecna sytuacja na rynku pracy ułatwia zdobycie nowego zawodu?

Reklama

Dr Łukasz Sienkiewicz: - Ona nie tyle sprzyja przekwalifikowaniu się, co w dużej mierze wymusza je. Dziś trudno sobie wyobrazić pracę w jednym zawodzie przez całe życie. Poszczególne profesje ewoluują, więc trzeba się ciągle uczyć. Jeśli ktoś nie poszerza swoich kompetencji, to prawdopodobnie w ciągu dwóch, trzech lat straci dotychczasową pozycję zawodową.

- Na rynku następują bardzo dynamiczne zmiany. Podejmowane są działania zmierzające do reindustrializacji. Jednocześnie widoczny jest też coraz większy udział sektora usług. Do wyzwań, jakie stoją przed firmami, trzeba dopasować kompetencje zatrudnionych osób. Kluczowym problemem jest szybsze tempo zmian popytu na pracę niż możliwość dostosowania podaży na nią.

- Zdobycie nowych umiejętności wymaga czasu. Natomiast pracodawcy działają zgodnie z oczekiwaniami klientów, które często są modyfikowane. Według badań OECD z 2015 roku, w Polsce około 18 procent pracowników ma kompetencje niedopasowane do stanowiska pracy. Co ciekawe, częściej jest to nadmiar niż niedobór kwalifikacji.

Z czego to wynika?

- Niedopasowanie jest napędzane przez tzw. zjawisko inflacji kwalifikacji. Na tych samych stanowiskach wzrastają wymagania pracodawców wobec kandydatów. Kiedyś do podjęcia zatrudnienia wystarczały np. 3 lata doświadczenia zawodowego i wykształcenie średnie. Z czasem konieczna stała się już znajomość języków obcych, choć często faktycznie nie jest ona potrzebna do wykonywania przewidzianych obowiązków.

- Pracodawcom opłaca się mieć pracowników o zbyt wysokim poziomie kompetencji. Takie osoby można bardziej elastycznie przesuwać pomiędzy różnymi stanowiskami w firmie. To jednak stanowi też pewnego rodzaju trudność. Taki zatrudniony jest mniej zmotywowany, często szybciej się wypala i dochodzi do rotacji. Dziś największym problemem dla większości branż w Polsce jest wysoka fluktuacja.

Czy wobec tego pracodawcy zaniżają też swoje oczekiwania wobec kandydatów?

- To jest wyraźnie widoczne w sektorach, w których mimo wszystko dominują niskie płace. Również w takich, w których możliwość elastycznego kształtowania wynagrodzeń jest ograniczona, czyli np. w sektorze publicznym. Pojawiają się coraz gorsi kandydaci, którzy nie spełniają wymagań, więc one są obniżane. Problem nie jest łatwy do rozwiązania, ponieważ oczekiwania pracodawców pozostają pochodną zadań do realizacji.

- Pewnych obowiązków nie ma kto wykonywać. Pojawia się więc zjawisko tzw. job crafting, czyli nie dopasowujemy człowieka do stanowiska, tylko coraz częściej odwrotnie. W takim przypadku część zadań musi być przeniesiona na inne osoby.

Pracownicy są też zastępowani przez maszyny. Coraz częściej mamy do czynienia z automatyzacją. Jaka część rynku pracy jest zagrożona ze względu na postęp technologiczny?

- Nie ma jednoznacznych danych na ten temat, choć przeprowadzono różne badania i szacunki. Wyniki badań przeprowadzonych w ostatnich latach wskazują, że do 2030 roku jest zagrożonych od 9 do 50 procent stanowisk. Według szacunków z 2013 roku, w Polsce około 20 procent miejsc pracy wykazuje wysoki współczynnik ryzyka automatyzacji. To bardzo dużo, a zapowiadane zmiany obejmują dość szeroki zakres zawodów.

- Trudno powiedzieć na 100 procent, które profesje znikną lub pozostaną, a jakie się pojawią. Pewne jest jednak to, że przeobrażenia będą spore. Obejmą dziedziny czy zawody, które do tej pory wydawały się dosyć bezpieczne.

Jakie na przykład?

- Stanowiska w księgowości. Teoretycznie one ciągle będą potrzebne, bo wszystkie przedsiębiorstwa muszą się rozliczać. Jednak szybkie zmiany technologiczne powodują, że duża część prostych, powtarzalnych zadań po prostu zniknie.

- Nikt o tym głośno nie mówi, ale są duże firmy księgowe, które aktywnie pracują nad programami automatyzacji części obowiązków. Ludzie ciągle wprowadzają faktury, ale za chwilę to zniknie. Ten obszar wydawał się bezpieczny, m.in. ze względu na rosnące zatrudnienie w centrach usług wspólnych itd. Może się jednak okazać, że z czasem tego nie będzie.

Które branże najbardziej zyskują na procesie przekwalifikowania, a które najbardziej tracą? 

- Rynek pracy w Polsce nie jest jednolity, występują spore różnice w regionach. Z pewnością można stwierdzić, że brakuje specjalistów ICT. Niedobory dotyczą także służby zdrowia, zarówno niższego personelu medycznego, jak i lekarzy specjalistów. Nie ma zbyt wielu dobrych menedżerów średniego i wyższego szczebla, ale też pracowników produkcji, handlu i usług hotelarskich.

- Największy problem dla branży produkcyjnej związany jest z deficytem wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych pracowników fizycznych. Ponadto potrzeba więcej inżynierów. Jednocześnie jest mnóstwo zawodów nadwyżkowych, nie tylko w takich tradycyjnych sektorach jak rzemiosło, rolnictwo, leśnictwo czy górnictwo. Widać też nadpodaż absolwentów m.in. nauk społecznych i edukacji. Tam są niewątpliwie nadmiary.

Kiedy najlepiej zdobywać nowy zawód?

- Najlepiej zrobić to w sytuacji zmniejszania się popytu na określone kwalifikacje czy zadania. Tutaj nie chodzi o chwilowe mody na rynku pracy, ale o długoterminowe trendy. Gdy popatrzymy krótkofalowo, to łatwo popełnić błąd. Istnieją bowiem branże, które podlegają cyklicznym zmianom. Świetnym przykładem jest pośrednictwo finansowe, silnie uzależnione od koniunktury w budownictwie.

- Kiedy dużo osób bierze kredyty, to można usłyszeć opinie o świetnym zawodzie, wysokich prowizjach itd. Wtedy dużo osób decyduje się skierować karierę na nową ścieżkę. Często jednak po przekwalifikowaniu się następuje kolejny etap cyklu koniunkturalnego.

- Wówczas nie ma popytu na produkty finansowe, więc wykonany krok jest oceniany jako beznadziejny pomysł. Wtedy pojawia się opcja powrotu do poprzedniego zawodu lub zdobycia zupełnie nowych umiejętności. Trzeba więc planować w dłuższym okresie, biorąc pod uwagę raczej trwałe zmiany popytu na pracę. 

Czy przekwalifikowanie się w wieku pięćdziesięciu lat ma sens?

- Mimo ograniczenia wieku emerytalnego, realnie pracujemy coraz dłużej. W pięćdziesiątym roku życia mężczyzna ma formalnie przed sobą 15 lat pracy, a kobieta - 10.  W praktyce jednak jeszcze dłużej wykonują swoje obowiązki zawodowe. Moim zdaniem, warto myśleć o przekwalifikowaniu się nawet w tym wieku. Jednak trzeba mieć informacje, dane lub przynajmniej przekonanie, że popyt na nasze nowe kwalifikacje będzie stabilny za 3-5 lat.

- Do zdobycia nowego zawodu, kompetencji i pozycji rynkowej potrzebny jest czas. Według mnie, to minimum 2-3 lata, a może i dłużej. Oczywiście są też takie profesje, które nie wymagają bardzo długiego procesu przekwalifikowania, a dają szybki zwrot. Jednym z takich przykładów jest pośrednictwo w obrocie nieruchomościami, zwłaszcza po deregulacji.

Ze zmianą zawodu związane jest też ryzyko. W jaki sposób można je ograniczyć?

- W Polsce brakuje pewnych rozwiązań systemowych pozwalających ludziom przygotować się do koniecznych zmian. Nie mam na myśli dofinansowania szkoleń, bo to jest coraz bardziej dostępne. Osoby będące w trakcie przekwalifikowania powinny mieć zapewniony dochód czy poziom bezpieczeństwa socjalnego. Ciężko jest równolegle wykonywać obecne obowiązki i zdobywać nowe kwalifikacje, szczególnie ludziom, którzy są na granicy wypadnięcia z rynku pracy.

- Nie żyjemy w Holandii czy Dani, gdzie funkcjonuje model flexicurity. Te państwa zabezpieczają osoby pracujące czy też pozostające bez pracy, które zdobywają nowe umiejętności. Mają one zagwarantowane środki do życia, a wysokość zasiłku jest uzależniona od poprzedniego dochodu.

Gdzie szukać porad związanych ze zdobywaniem nowego zawodu?

- Zdecydowanie polecam dobrych, a jest ich niewielu, doradców zawodowych czy edukacyjno-zawodowych. Chodzi o takich specjalistów, którzy orientują się w zmianach na rynku i mają dostęp do sprawdzonych informacji. W przypadku osób młodych cennym źródłem są akademickie biura karier.

- Ponadto są agencje pośrednictwa pracy, które wiedzą kogo poszukują firmy, ale zazwyczaj w krótkim okresie. Warto śledzić różne badania i analizy, ich jest naprawdę sporo. Nie ma złotego rozwiązania, nie wystarczy wejść na jedną stronę, kliknąć i wszystko zostanie podane. Jednak nie demonizowałbym i nie bałbym się przekwalifikowania.

- Oczywiście, każda zmiana wiąże się z ryzykiem, dlatego powinna być dobrze przemyślana, a nie impulsywna. Nie porzucajmy zawodu ze względu na irytującego szefa. W takiej sytuacji lepiej pomyśleć o nowym pracodawcy. Pamiętajmy jednak o tym, że przede wszystkim praca powinna się nam podobać i dawać nam satysfakcję.


MondayNews
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »