Deportacja może spotkać każdego

Jak się okazuję ekstradycja grozi nie tylko przestępcom poszukiwanym listem gończym przez polski wymiar sprawiedliwości. Można zostać deportowanym do Polski z zupełnie błahego powodu. Wszystko przed nadgorliwość naszych sądów i prokuratorów.

Otwarcie zachodnich rynków pracy i dołączenie Polski do strefy Schengen umożliwiło wielu przestępcom i osobom będącym na bakier z prawem ucieczkę przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Przemieszczanie w obrębie państw należących do wspólnoty ułatwiło zniesienie kontroli na granicach. Z drugiej strony państwo polskie otrzymało skuteczne narzędzie pozwalające na ściganie podejrzanych poza granicami naszego kraju. Mowa tu o Europejskim Nakazie Aresztowania będącym uproszczoną formą ekstradycji, umożliwiającej przekazywanie poszukiwanych osób z jednego państwa do drugiego. W ten sposób deportowany zostaje postawiony przed sądem lub przekazany do odbycia wcześniej orzeczonej kary. Zgodnie z unijnymi przepisami, jeśli nad daną osobą ciąży ENA, to policja ma bezwzględny obowiązek jej aresztowania.

Reklama

Wydalenie za niespłaconą kartę

Narzędzie to powinno być zarezerwowane tylko dla najpoważniejszych przestępstw. Problem w tym, że polska prokuratura i sądy występują o przekazanie podejrzanych nawet w najbardziej błahych sprawach, takich jak drobne kradzieże czy zadłużenie na karcie kredytowej. Taka historia spotkała jednego z naszych rodaków, który na kilka miesięcy przed wyjazdem na Wyspy zakupił laptopa w znanej ogólnopolskiej sieci handlowej. Mężczyzna dokonał płatności za pomocą karty kredytowej, której potem nie był w stanie spłacić z powodu niespodziewanej utraty pracy i związanych z tym kłopotów finansowych.

Aby temu zaradzić postanowił poszukać szczęścia za granicą. Wyjechał na Wyspy, gdzie w niedługim czasie znalazł pracę w charakterze kierowcy samochodu dostawczego. Jego przygoda z Wielką Brytanią skończyła się już po kilku miesiącach, kiedy to podczas rutynowej kontroli drogowej został zatrzymany przez policję. Ku jego ogromnemu zdziwieniu okazało się, że polskie państwo wydało za nim Europejski Nakaz Aresztowania (ENA). Zdarzało się, że w podobnych przypadkach w aresztowaniu "podejrzanego" uczestniczyło kilku oficerów Scotland Yardu, a sam zatrzymany wracał do Polski pod eskortą. Na taką sytuację narażonych jest wielu polskich imigrantów, którzy właśnie z powodu kłopotów finansowanych zmuszeni są często wyjeżdżać do pracy za granicę, zostawiając w Polsce niespłacone kredyty i wiszące nad nimi postępowania komornicze.

Ekstradycja do Polski

Sporo Polaków pracujących za granicą nie zdaje sobie nawet sprawy, że w kraju toczy się wobec nich śledztwo. W wielu przypadkach dotyczy ono błahych lub dawno zapomnianych spraw. Wśród deportowanych można spotkać Polaków, którzy popełnili niewielkie wykroczenia drogowe lub dopuścili się drobnych kradzieży czy aktów wandalizmu.

Dwa lata temu brytyjski dziennik "The Guardian" przytoczył historię 23-letniej Polki, mieszkającej w Norfolk (wschodnia Anglia), pracującej na co dzień w fabryce przetwórstwa spożywczego. Naszą rodaczkę zatrzymano na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. W Polsce czekała ją dziesięciomiesięczna odsiadka za złamanie warunków przebywania na wolności. Kobieta dostała wyrok w zawieszeniu za posiadanie 4 gramów amfetaminy. Miała powstrzymać się od brania narkotyków i poszukać zatrudnienia w Polsce. Zanim jednak wygasł okres zawieszenia, kobieta wyjechała do pracy w Wielkiej Brytanii zabierając ze sobą dziecko. Ekstradycja do Polski zmusiłaby ją do oddania synka do opieki społecznej. Na szczęście w ostatniej chwili udało jej się odwołać do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał, że deportacja nie byłaby zgodna z jej prawem do "życia rodzinnego". W rezultacie przyznano Polce tymczasowe prawo do pobytu w Wielkiej Brytanii.

Upomnienie z Brukseli

Brytyjska policja nie ukrywa, że ma już dość polskich wniosków o Europejski Nakaz Aresztowania. W wielu przypadkach drobna waga przestępstw, będąca czasem powodem jego wystawienia podważa sens istnienia tego narzędzia. W sprawie tej interweniowała już nawet Komisja Europejska. Zdaniem Brukseli polskie organy procesowe zbyt często sięgają po to narzędzie w ramach prowadzonych postępowań. Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy, że stosunkowo wysoka liczba ENA wydawanych w Polsce ma bezpośredni związek z wielką falą emigracji z jaką mieliśmy do czynienia w ostatnich latach.

Wiele się też mówi o kosztach obsługi transportu deportowanych imigrantów z Polski. W przypadku Wielkiej Brytanii pochłaniają one 50 mln funtów rocznie. Koszty przelotu pokrywa Polska, ale za obsługę administracyjną płaci już brytyjski budżet. To przede wszystkim koszty zabezpieczenia i obsługi transportów oraz wydatki na przetrzymywanie Polaków w aresztach. Osoby przewiezione do Polski z Europejskim Nakazem Aresztowania osadzane są w kilku jednostkach. Najwięcej, bo 60 proc., trafia do aresztu śledczego w Warszawie Białołęce.

Norwegia deportuje Polaków

Innym powodem ekstradycji polskich imigrantów jest naruszenie przepisów kraju w którym przebywają. Kilka tygodni temu szczegółową informację na temat liczby deportowanych cudzoziemców opublikowała Norwegia. W ubiegłym roku wydalono z tego kraju blisko 5200 osób, z czego niemal połowa musiała pożegnać się z krainą fiordów z powodu złamania tamtejszego prawa. - To najwyższa liczba, jaką kiedykolwiek odnotowaliśmy - mówi Frode Forfang, dyrektor Departamentu ds. cudzoziemców (UDI). Według danych UDI w 2011 roku miało miejsce 3142 przypadków deportacji. Rok później było ich już 3958. 5200 w 2013 roku to wzrost o ponad 1200 osób w ciągu jednego roku.

Wśród deportowanych sporą grupę stanowili Polacy. W ubiegłym roku wydalono z Norwegii 286 obywateli naszego kraju. Decyzja o deportacji oznacza, że dana osoba musi opuścić kraj i przez określony czas nie wolno jej do niego powrócić. W praktyce ze względu na brak kontroli na granicach jest to zakaz trudny do wyegzekwowania.

 - Osoby, które zostały w ubiegłym roku wydalone z Norwegii, pochodziły z różnych państw. Litwa i Polska są wysoko na liście, gdyż są krajami, z których przyjeżdża do nas wielu imigrantów - wyjaśnia Forfang. - Najwięcej deportowanych obcokrajowców pochodziło z Afganistanu, Nigerii i Rumunii.

Maciej Sibilak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »