Czy Polacy klną w pracy?

Czy w polskich firmach używanie niecenzuralnych wyrazów jest normą czy też Polacy hamują swoje emocje przed szefem i kolegami? Z badania przeprowadzonego przez Praca.pl wynika, że w zaledwie 6 proc. polskich firm żaden z pracowników nie przeklina!

Klną zarówno szefowie, menedżerowie jak i pracownicy szeregowi. "Łacina" jest normą w 41 proc. polskich firm. W co trzeciej (34 proc.) przekleństwa z ust pracowników się zdarzają, ale nie są dla nich przeszkadzające.

W zaledwie 6 proc. firm nikt nie pozwala sobie na niecenzuralną wiązankę. Czy to dobry wynik? Adam Jarczyński z Polskiej Akademii Protokołu i Etykiety uważa, że nie jest aż tak źle:

- Żartem można powiedzieć, że wymienione 6 proc. zapewne nie pracuje w sytuacjach stresujących, pod presją czasową. A tak całkiem na poważnie, kultura biznesu, jeżeli rozpatrujemy ją tylko pod postacią słowa, nie jest zatem w najgorszej kondycji - pomimo tych 41 proc. przeklinających rodaków. Widać, że pozostałe 59 proc. nie przeklina stale, a przecież wulgaryzmy towarzyszą nam od czasu kiedy powstało słowo.

Nie klnij - szef idzie!

11 proc. ankietowanych przez Praca.pl Polaków klnie tylko wtedy, kiedy ma pewność, że szefa nie ma w pobliżu i przekleństwa nie usłyszy.

- Takie zachowanie wydaje się naturalne - nie chcemy by nasz szef zauważył, że tracimy nad sobą panowanie jak i by uznał, że brak nam ogłady - wyjaśnia Michał Filipkiewicz z serwisu Praca.pl.

Adam Jarczyński dodaje: - Trzeba pamiętać kiedy i gdzie możemy sobie na drobne nieczystości językowe pozwalać.

Szef bez kultury

Z drugiej strony barykady kultury słowa stoją menedżerowie, którzy nie przebierają w epitetach. Według respondentów, w 8 proc. firm przeklinają głównie oni.

- Taka sytuacja jest szczególnie niekorzystna. Po pierwsze dlatego, że kierownik który przeklina swoim zachowaniem daje przyzwolenie na to, by być wulgarnym, po drugie zaś dlatego, że pracownik, który nie ma w zwyczaju w ten sposób "spuszczać z palnika" czuje się - zresztą słusznie - obrażany tym, że osoba którą powinien szanować, w jego obecności nie potrafi zachować się kulturalnie - wyjaśnia Aneta Szczygieł - ekspert Praca.pl.

Jak sobie radzić w takiej sytuacji? Praktyk etykiety radzi by nie starać się dopasowywać do takiego szefa :

- Nie jesteśmy osobami na tyle uległymi by powielać wszystko co zostanie zaproponowane. Nikt nie powinien zmuszać pracowników by używali nieparlamentarnego słownictwa, a już absurdem będzie używanie takowego tylko po to by przypodobać się szefowi. Należy zachować zdrowy rozsądek i trzeźwą ocenę sytuacji - mówi Jarczyński.

A jak klną Polacy?

Ponad połowie (54 proc.) z ponad 900 ankietowanych, zdarza się użyć nieparlamentarnego słowa w sytuacji stresowej. Jest to najwyraźniej dość często wykorzystywana metoda do rozładowania wewnętrznego napięcia.

Zgodnie z tym trendem, z większą ilością wulgaryzmów spotkamy się w takich miejscach pracy, w których stres pracownika jest większy. Czy są zatem określone zawody, w których klniemy bardziej niż w innych? Adam Jarczyński, uważa że nie.

- Trudno oceniać kulturę biznesu jako taką gdyż klną wybitni dyplomaci, szewcy, hydraulicy, nauczyciele, osoby publiczne - często na wizji. Sprzedawca w sklepie mięsnym też "rzuci czasem mięsem" - wyjaśnia ekspert.

Mimo wszystko, pewne zawody, zdaniem ekspertów Praca.pl, rzadziej obfitują w osoby, które nie potrafią znaleźć innej metody rozładowania napięcia. Osoby pracujące z dziećmi oraz pracownicy, którzy w ramach obowiązków służbowych często kontaktują się z klientami bądź partnerami biznesowymi, muszą umieć powstrzymać się przed "łaciną". Inna sprawa, że osoby te również często dają niecenzuralny wyraz swej frustracji po cichutku i kiedy nikogo nie ma w pobliżu.

Skoro zatem tylu Polaków klnie i to bez względu na to, czym się zajmują, to czy etykieta biznesu nie powinna dopuszczać przynajmniej tych tzw. "miękkich przekleństw"?

- W żadnym wypadku nie jestem za tym by przeklinać. Nasz język jest na tyle bogaty i kwiecisty, by móc wyrażać się kulturalnie. Jeżeli już chcemy wypowiedzieć niecenzuralne słowo, wypowiedzmy je tylko w myślach - to pomaga. Niewybaczalne będzie natomiast posługiwanie się językiem wulgarnym wobec klientów. Nawet jeżeli na to zasłużą - wyjaśnia specjalista od etykiety w biznesie.

Co czwarty Polak trzyma nerwy na wodzy

Nie jest z nami jednak tak źle w kwestii kultury słowa. Co czwarty Polak (26 proc.) nigdy nie przeklina w pracy. Czy to możliwe, skoro tylko w 6 na 100 zakładów pracy nie słychać wulgaryzmów?

- Mamy tendencję do tego, by nieco się wybielać, odpowiadając na pytania dotyczące nas samych. Zatem prawdopodobnie część z tych 26 proc. badanych raz na czas "rzuci mięsem", ale to dobry znak - oznacza bowiem, że mamy świadomość tego, że przeklinanie nie powinno być normą społeczną, że jest wyrazem braku kultury osobistej i choć niekiedy w stresujących sytuacjach większość ulży sobie brzydkim wyrazem, to nieco się tego wstydzimy - tłumaczy Michał Filipkiewicz.

Co piąty Polak (20 proc.) jest jednak tak przyzwyczajony do przeklinania, że nie zwraca na nie uwagi będąc w pracy. I choć badacze z Uniwersytetu East Anglia pod kierownictwem profesora Yehudy Barucha stwierdzili kilka lat temu, że przeklinanie w zespole pracowniczym podnosi morale i jednoczy zespół, to mimo wszystko zbytnie rozpasanie w tej materii sprawia, że wulgaryzmy stają się nie nośnikiem emocji pracownika, a zwykłym przerywnikiem w konwersacji. Taki zaś sposób komunikacji nie zjedna nam przyjaciół i nie sprawi, że będziemy postrzegani jako profesjonaliści.

Praca.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »