Automatyzacja przyspieszy po wyjeździe Ukraińców? Eksperci o zmianach na rynku pracy

W wielu branżach toczą się boje z niedoborem pracowników, a od 2020 roku sytuacja może być jeszcze gorsza. Teraz obywatele Ukrainy obsadzają tysiące stanowisk, ale Niemcy zamierzają wprowadzić ułatwienia dla przyjezdnych spoza UE.

Firmy działające w naszym kraju muszą więc przygotować się na odpływ siły roboczej. W takich warunkach teoretycznie powinno być łatwiej o automatyzację. Jednak wprowadzanie maszyn w miejsce Ukraińców nie będzie oczywiste, m.in. ze względów ekonomicznych. W MSWiA i MRPiPS przygotowywane są rozwiązania dotyczące polityki migracyjnej oraz rynku pracy. Zdaniem ekspertów, państwo powinno przyjaźniej patrzeć na przedsiębiorców i podnieść jakość kształcenia. 

Pracownik vs robot

Ustawa ws. napływu m.in. ukraińskich fachowców do Niemiec nie pozostanie bez wpływu na polski rynek pracy. Jej projekt został zatwierdzony w grudniu 2018 roku przez rząd Angeli Merkel. Przewiduje on wprowadzenie ułatwień związanych z zatrudnieniem pracowników spoza Unii Europejskiej.

Reklama

Nowe przepisy mają wejść w życie już od 1 stycznia 2020 roku. Wcześniej jednak muszą zostać przyjęte przez tamtejszy parlament.

 - Trudno powiedzieć, ilu Ukraińców przeniesie się z Polski do Niemiec. Może 10, 20 lub nawet 30 proc. Z pewnością ten odpływ będzie odczuwalny, bo ciągle nam brakuje rąk do pracy. Sytuacja na naszym rynku nie poprawi się ze względów demograficznych, bo jesteśmy starzejącym się społeczeństwem. Część przedsiębiorców zostanie zmuszona, żeby wprowadzić procesy automatyzacji do swoich organizacji, ale nie spodziewam się masowych inwestycji - mówi dr Łukasz Sienkiewicz, prezes Instytutu Analiz Rynku Pracy i adiunkt w Instytucie Kapitału Ludzkiego SGH w Warszawie.

Jak zaznacza Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, powiększająca się luka na rynku pracy powoduje przyspieszenie wzrostu wynagrodzeń. Wówczas pozycja przetargowa pracowników staje się mocniejsza i w związku z tym mogą żądać podniesienia płac. Wtedy rozważane są sposoby na zmniejszenie pracochłonności poprzez automatyzację. Jednak w przypadku wybranych czynności, szczególnie przy małej skali produkcji, będzie to bardzo trudne. Wymagałoby bowiem zmiany całych technologii, co nie znajdzie uzasadnienia ekonomicznego. Ekspert podkreśla, że w Polsce przypadają 3 roboty na 1000 pracowników. W Czechach jest ich 9, w Niemczech - 30, a w Korei Południowej - nawet 60.

- Każde zastąpienie prostej pracy ręcznej wyrafinowaną maszyną jest na plus gospodarki, bo podnosi produktywność. Nie tylko rząd mówi o tym, że powinniśmy przestać konkurować ceną, ale konieczny jest też inny model produkcji. Nasza gospodarka musi się stawać coraz bardziej wyrafinowana technicznie, technologicznie, zautomatyzowana itd. Jednak dzisiaj jesteśmy na początku tej drogi. To jest nieuchronne, żebyśmy szli w kierunku krajów lepiej rozwiniętych - przekonuje Zbigniew Żurek, wiceprezes BCC, ekspert ds. rynku pracy i dialogu społecznego.

Krajobraz po wyjeździe

Ukraińcy pracują w Polsce głównie w budownictwie i przemyśle, np. spożywczym, a także w transporcie, o czym informuje Jeremi Mordasewicz. Ekspert Konfederacji Lewiatan wskazuje, że sporo przyjezdnych wykonuje prace fizyczne lub usługi sezonowe. Ich wyjazd nie spowoduje bezpośrednio przyspieszenia automatyzacji. Ponadto znaczenie odgrywa struktura naszej gospodarki. W wielu mikrofirmach i małych przedsiębiorstwach dominują krótkie serie produkcyjne, co nie ułatwia wprowadzenia tego typu zmian.  

- Jeśli Ukraińcy są zatrudnieni do bardzo prostych czynności produkcyjnych, to uzyskiwana marża jest na tyle niska, że nie pokryje inwestycji w automatyzację. Ona mogłaby się zwrócić pewnie w dłuższej perspektywie, nawet dwudziestoletniej. Jednak zasadniczy problem polega na tym, że większość polskich przedsiębiorców wstrzymuje w dużej mierze inwestycje lub ich w ogóle nie planuje. Często nie mają więc z czego pokryć kosztownych zmian - wyjaśnia dr Sienkiewicz.

Z kolei według Zbigniewa Żurka, pracodawcy, szczególnie w odniesieniu do prac prostych, powinni raczej szukać zastępców czy następców pracowników z Ukrainy, jeśli oni będą odpływać z polskiego rynku pracy, a nie wprowadzać na ich miejsce automaty. To będzie bardziej adekwatne ze względu na zakres obowiązków wykonywanych przez przyjezdnych. W ocenie eksperta BCC, duże  szanse na znalezienie kandydatów stwarza rynek dalekowschodni.

- Z badań wynika, że w Polsce ponad 20 proc. stanowisk pracy, a niekiedy nawet przeszło 30 proc., jest podatna na automatyzację. Szczególnie dotyczy to sektorów produkcyjnych, ale też usługowych, przede wszystkim w Shared Services Centers. Czasami potencjał automatyzacji w usługach jest wyższy niż w produkcji, bo wymaga mniejszych inwestycji. To znaczy łatwiej jest wprowadzić program komputerowy do obsługi klienta bez udziału człowieka niż w pełni zautomatyzowaną linię produkcyjną czy magazyn - dodaje prezes Instytutu Analiz Rynku Pracy.

Polityczna gra

W ramach prac roboczego zespołu międzyresortowego, pod przewodnictwem Ministra Inwestycji i Rozwoju, wypracowany został projekt najważniejszych założeń  polityki migracyjnej. W marcu 2018 roku Rada Ministrów przyjęła finalny dokument "Priorytety społeczno-gospodarcze polityki migracyjnej". Zgodnie z nim, taka polityka powinna być dostosowana do priorytetów rynku pracy i tworzona z perspektywy pozytywnego oddziaływania na rozwój społeczno-gospodarczy, przy jednoczesnym zapewnieniu odpowiednich standardów zatrudnienia i bezpieczeństwa państwa.

- Wiodącą rolę w zakresie polityki migracyjnej odgrywa MSWiA. Obecnie w resorcie tym trwają prace nad przygotowaniem "Polityki migracyjnej Polski", tj. kompleksowego dokumentu, określającego założenia i zasady działań podejmowanych przez państwo wobec procesów migracji zagranicznych. Natomiast w kwestii ewentualnego wypracowania narzędzi przyciągających pracowników z zagranicy, resortem wiodącym jest MRPiPS, w którym aktualnie są prowadzone prace nad nowelizacją ustawy regulującej funkcjonowanie rynku pracy - informuje Paweł Nowak z Biura Komunikacji Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju.

Zdaniem Jeremiego Mordasewicza, obecny rząd nie zdecyduje się na przyciąganie obcokrajowców do pracy w Polsce. Ułatwienia dla przyjezdnych byłyby bowiem źle odebrane przez część elektoratu partii rządzącej. Wykształconych kandydatów można znaleźć w m.in. Indiach. Tam nie brakuje absolwentów matematyki czy informatyki. W opinii eksperta, ściąganie pracowników z tamtego rejonu jest celowo blokowane przez przedstawicieli naszego państwa. - Brakuje nam skoordynowanej polityki migracyjnej. W zasadzie od wielu lat dyskutujemy nad jej założeniami, a ona jest nam potrzebna na wczoraj. Dziś ułatwienia dotyczą przede wszystkim krótkoterminowych, sezonowych przyjazdów osób o niskich kwalifikacjach w pewnych branżach. A my musimy precyzyjnie wiedzieć, kogo chcemy przyciągać, a kogo zamierzamy w Polsce utrzymać. To jest kluczowy problem, a nie, co powinniśmy zrobić, bo np. Niemcy zamierzają zmienić przepisy dotyczące pracowników spoza UE - przekonuje prezes Instytutu Analiz Rynku Pracy. 

Cena rozwoju

Według Jeremiego Mordasewicza, państwo nie ma bezpośredniego wpływu na tempo wdrażania automatyzacji produkcji. Natomiast część działań może spowalniać ten proces. Przykładowo, dotowanie niskoproduktywnych firm i sektorów, jak rolnictwo czy górnictwo, ogranicza konkurencję i pozwala przetrwać na rynku przedsiębiorstwom, które nieefektywnie wykorzystują zasoby. Doradca zarządu Konfederacji Lewiatan przypomina o próbach modernizacji gospodarki, które się nie powiodły np. w latach 70. czy 80. Wówczas inwestycje były nietrafione, a procesy inwestycyjne źle zrealizowane. Dotyczy to m.in. Huty Katowice czy Zakładów Kineskopowych Unitra-Polkolor w Piasecznie, które ostatecznie zbankrutowały.  

- Dobrze jest, gdy państwo wspomaga prorozwojowe inwestycje w firmach, bez względu na ich formę własności. Szczególnie wtedy, gdy ma w tym cel, np. gdy zamawia określoną produkcję czegoś, gdy zależy mu na jej rozwoju. Wówczas taki wariant jest realny. Niech państwo przede wszystkim bardziej przyjaźnie patrzy na przedsiębiorców, niech im nie przeszkadza, a oni w dużej mierze sami sobie dadzą radę - stwierdza Zbigniew Żurek z BCC. 

Jak zauważa ekspert Konfederacji Lewiatan, państwo powinno skupić się na podniesieniu jakości kształcenia i dostosowaniu go do potrzeb współczesnej gospodarki, żeby lepiej wykorzystać nowoczesne technologie i nowoczesny sprzęt. Rząd chwali się rekordowo niskim poziomem bezrobocia, a jednocześnie mamy rzeszę ludzi nieaktywnych zawodowo. Odsetek tych ostatnich osób nie zmienia się od lat. Dzieje się tak mimo sporego zapotrzebowania na pracę w naszym kraju, o czym świadczą licznie zatrudnieni Ukraińcy.

- Byłbym bardzo ostrożny z tworzeniem związku przyczynowo-skutkowego, łączącego wyjazd Ukraińców z przyspieszeniem automatyzacji. Zmiany systemu zarządzania produkcją wymagają sporych inwestycji. Przedsiębiorcy na pewno będą rozglądać się za tanimi pracownikami z innych państw. Ostatnio bardzo modnymi kierunkami są Indie, Bangladesz oraz Pakistan. Firmy będą też szukać różnego rodzaju oszczędności i niestety też uciekać do innych krajów europejskich, gdzie są niższe koszty pracy - podsumowuje adiunkt w Instytucie Kapitału Ludzkiego SGH w Warszawie.

MondayNews
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »