U bauerów na przednówku

Wiosna puka do drzwi. O tym czasie niemieccy bauerzy prowadzą intensywne akcje rekrutacyjne na nowy sezon. Okazuje się, że chętnych do pracy, czy to z Polski czy Rumunii, nie brakuje. Ale na horyzoncie widać czarne chmury dla całej agrarnej branży. To zapowiedź wprowadzenia jednolitej w całych Niemczech płacy minimalnej na poziomie 8,50 euro/h.


Od ponad 20 lat niemieckie plantacje i sady prosperują wyłącznie dzięki tanim, zagranicznym pracownikom. Każdego roku, w sezonie, zatrudnienie przy zbiorach znajduje około 300 tysięcy osób. Przez wiele lat byli to prawie wyłącznie Polacy. Zaś od kilku lat coraz skuteczniej rywalizują z nami przybysze z Rumunii. Możliwe, że w tym sezonie po raz pierwszy na niemieckich polach będzie ich więcej niż naszych rodaków.

 

Rumuni nie odeszli

Od 1 stycznia br. mieszkańcy Rumunii i Bułgarii mogą bez ograniczeń podejmować pracę w całej Unii. Do tej pory ich prawa były ograniczone, między innymi do prac sezonowych w Niemczech. Wydawałoby się, że teraz uciekną do innych krajów, do innych, lżejszych i bardziej popłatnych zajęć. Tymczasem w takiej firmie jak Thiermann, która należy do największych gospodarstw ogrodniczych nad Renem, w tym roku liczba Rumunów, którzy chcą podjąć pracę wzrosła. W ubiegłym roku stanowili 1/3 zainteresowanych, gdy obecnie to już połowa. Druga połowa, ciągle malejąca, to oczywiście Polacy.

Pracownicy Thiermanna z działu kadr mają problemy z "przerobieniem" rumuńskich wniosków o pracę. Codziennie napływają nowe podania, niekiedy nawet kilkadziesiąt jednocześnie, ułożone w kartonie. Należy się spodziewać, że podobnie jest w innych niemieckich gospodarstwach najmujących pracowników sezonowych.

Reklama

Niestety, w Rumunii kwitnie czarny rynek związany z pracą za granicą. Za załatwienie pracy trzeba zapłacić, od 50 do 150 euro. Mimo to chętnych nie brakuje. Dla Rumunów zajęcie u niemieckiego bauera to taka okazja, że wszyscy chętnie płacą i nie protestują. Uważają to za normalne. Nie wiedzą, że za pośrednictwem internetu sami mogą złożyć podanie i bez żadnych opłat dostać wstępną umowę oraz gwarancję pracy.

Z kolei w innej dużej firmie ogrodniczej Obstplantagen Schemmel, która od lat zatrudnia wyłącznie naszych rodaków również nie mają kłopotów z naborem chętnych na obecny sezon. Ci, którzy przyjeżdżali wcześniej, zapowiadają ponowny przyjazd, a nowych chętnych znad Wisły też nie brakuje.

 

Sytuacja w Brandenburgii

Na południe od Berlina, wokół Beelitz, rozciąga się jeden z większych w Niemczech obszarów, na których uprawia się szparagi. Co roku na 1300 ha upraw pracuje tutaj około 2000 pracowników sezonowych, z czego 70 proc. z Polski. W ogóle, w całym landzie Brandenburgia w gospodarstwach ogrodniczych i na plantacjach tymczasowe zatrudnienie znajduje około 5500 cudzoziemców.

Zarobki są zróżnicowane. Przy zbiorze szparagów podstawowa płaca wynosi 700-800 euro/miesięcznie, do tego dochodzi premia za wydajność. Wytrawny zbieracz, który na zmianie wykopie 100 do 150 kg szparagów, zarobi w sumie około 100 euro dziennie. Niektórzy wyciągają do 2500 euro za miesiąc pracy! Ale to tylko nieliczni, najsilniejsi i najbardziej doświadczeni. Według oficjalnych danych za ubiegły rok, średnia płaca zatrudnionych sezonowo na roli w Brandenburgii wyniosła 6,7 euro/h.

Szef brandenburskich ogrodników Andreas Jende obawia się zapowiedzianej przez rządzącą koalicję ustawy o powszechnej płacy minimalnej, która ma wejść w życie od 2015 roku. Jego zdaniem narzucona odgórnie podwyżka płac do poziomu 8,5 euro/h doprowadzi do ruiny cały ogrodniczy sektor, Niemcy nie będą w stanie konkurować z tanimi ogórkami i truskawkami importowanymi np. z Polski. Podobne głosy słychać z innych, rolniczych regionów Niemiec. Wszyscy ogrodnicy obawiają się skutków wyższych, wymuszonych przez Berlin płac minimalnych.

 

To dopiero projekt ustawy

Niemiecka minister pracy Andrea Nahles niedawno zdecydowała się na uchwalenie projektu ustawy o płacach minimalnych. Stawka 8,50 euro/h ma zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2015 roku. Bauerzy mieli nadzieję, że rolnictwo zostanie objęte okresem przejściowym, że ich branża nowymi stawkami zostanie objęta dopiero od 2017 roku. Takiego wyjątku w uchwalonym projekcie jednak nie ma.

Nowa ustawa, owszem, zakłada dwuletni okres przejściowy, ale tylko dla tych sektorów i branż, które mają własne umowy zbiorowe regulujące wysokość płac. W tym przypadku możliwe będzie utrzymanie dotychczasowych stawek do końca 2016 roku, nawet jeśli są niższe od zakładanej minimalnej, tj. 8,50 euro. Problem w tym, że niemieccy rolnicy i ogrodnicy nigdy nie chcieli dogadać się i przyjąć dla swojej branży umowy zbiorowej chroniącej prawa pracowników i regulującej poziom płac. Dopiero teraz zaczęli prowadzić między sobą nerwowe rozmowy na temat ewentualnych stawek minimalnych. Jak dotąd bez powodzenia. Wątpliwe czy uda im się w najbliższych miesiącach wypracować wspólne stanowisko w tej sprawie.

Na wszelki wypadek niektórzy bauerzy odgrażają się, że jeśli będą musieli płacić 8,50 euro/h to odbiją sobie wyższe koszty na opłatach za zakwaterowanie, za co obecnie nie biorą nic albo symboliczne kwoty.

Jednak hałas medialny jaki wywołują niemieccy bauerzy przestraszeni planowaną ustawą, w końcu może odnieść skutek. W tej chwili nie jest przesądzone, że od 1 stycznia 2015 roku każdy pracownik sezonowy zatrudniony w Niemczech będzie musiał dostać przynajmniej 8,50 euro za godzinę pracy. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że pracownicy sezonowi znowu zostaną "specjalnie" potraktowani i na lepsze pieniądze będą musieli poczekać do 2017 roku.

Józef Leszczyński

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »