Programiści uczą się w domu

Dyplom? Najpierw udowodnij, co potrafisz! To dewiza, która od jakiegoś czasu dominuje w branży IT. Polscy pracodawcy doskonale zdają sobie sprawę, że papier zniesie wszystko i idąc za światowymi trendami, stawiają na umiejętności.

Tylko w Polsce zapotrzebowanie na specjalistów IT szacowane jest na kilkadziesiąt tysięcy osób. Uczelnie wyższe nie nadążają, coraz częściej są zresztą krytykowane przez branżę, że nie dostosowują programu kształcenia do rzeczywistych potrzeb rynku pracy. Główny zarzut to zbyt wiele teorii, a zbyt mało praktyki, która dla pracodawców jest kluczowa.

Tę lukę od kilku lat konsekwentnie wypełniają szkoły programowania, oferujące kursy, podczas których w o wiele krótszym czasie niż na studiach, można zdobyć umiejętności pozwalające na rozpoczęcie kariery w IT. Z ostrożnych szacunków wynika, że absolwentów bootcampów programistycznych w Polsce jest już ok. 6 tys. i wielu z nich rzeczywiście pracuje w tym zawodzie. Mimo tego, to nadal kropla w morzu potrzeb branży. Rynek pracy przyjąłby bowiem przynajmniej 20 razy więcej.

Reklama

Kodowania uczą się wuefiści, barmani i magazynierzy

Trend nauczania na bootcampach programistycznych w Polsce trwa od niedawna, chociaż w USA od lat konkuruje z uczelniami wyższymi. W tę niszę wpisała się, istniejąca nieco ponad 2 lata, szkoła programowania online Kodilla.com. Dziś znajduje się w pierwszej dziesiątce największych dostawców usług szkoleniowych w Polsce, tuż obok światowych gigantów, takich jak SAP czy Oracle (wg rankingu Computerworld 2017 r.). Odnotowując w ubiegłym roku ponad 700-procentowy wzrost przychodów, zajęła też 2. miejsce (za Cherrypick Games) w zestawieniu najlepiej zarabiających firm informatycznych w Polsce (raport Computerworld 2017 r.).

- Najczęściej przebranżowić chcą się osoby po trzydziestym roku życia, bo w swojej karierze zawodowej osiągnęły etap, po którym nie widzą możliwości dalszego rozwoju. Są to zarówno ludzie, którzy nigdy wcześniej nie mieli styczności z IT, jak i osoby, które od zawsze interesowały się programowaniem, ale do tej pory nie starczyło im odwagi lub czasu, by zająć się tym zawodowo. Większość z nich jest rozczarowana swoją pracą, zarobkami i brakiem rozwoju. Ale zdarzają się też zainteresowani w wieku 50+, którzy chcieliby jeszcze coś zmienić w swoim życiu. Przekrój zawodów, które wcześniej wykonywali, jest ogromny - mówi Marcin Kosedowski, szef marketingu w Kodilla.com.

Jak dodaje, do tej pory w bootcampach programistycznych wzięli udział m.in: listonosz, magazynier, wuefista czy barman. Kodowania w uczyli się także: operator kamery, stewardessa, psychiatra, prawnik czy konstruktor wiązek elektrycznych. Byli też zawodowcy, którzy chcieli podnieść swoje kwalifikacje, np. administrator baz danych, administrator serwerów, a nawet nauczyciel matematyki i... informatyki z 13-letnim stażem.

Ważny nie dyplom, a kompetencje

Wszystko wskazuje na to, że szkoły programowania online w Polsce nie tylko świetnie się mają, ale będą się dalej rozwijać. W branży IT coraz częściej liczą się bowiem umiejętności, a nie dyplomy. Z takiego założenia wyszli już m.in. tacy giganci jak Google, IBM, Apple, EY i wielu innych, zapowiadając, że dyplomy będą miały drugorzędne znaczenie podczas podejmowania decyzji o przyjęciu nawet na stanowiska managerskie i inżynierów oprogramowania.

- W Polsce dzieje się już to samo. Podczas rozmów rekrutacyjnych patrzy się przede wszystkim na umiejętności. Dyplom stracił wartość, jaką miał jeszcze kilka lat temu. Absolwenci uczelni bardzo często mają bowiem spore braki w umiejętnościach praktycznych. Stąd pewnie bierze się też fakt, że wśród kursantów bootcampów programistycznych zdarzają się osoby po studiach informatycznych, które mimo dyplomu nie mogą znaleźć pracy - podsumowuje Marcin Kosedowski.

Programiści najbardziej uprzywilejowani

Czy warto inwestować we własną edukację i szukać szansy na rynku IT? Jak wynika z badań firmy rekrutacyjnej Antal, specjaliści i menedżerowie ds. IT otrzymują już od dawna najwięcej ofert pracy. I właściwie nie muszą jej w ogóle szukać, bo to ona szuka ich.

W 2018 roku specjaliści IT mogli liczyć średnio na 17 zaproszeń na rozmowy rekrutacyjne. Rok temu na 18, a dwa lata temu aż 36. W tym samym okresie dla inżynierów było ich kolejno 10, 8 i 9, ale już dla prawników tylko 5, 3 i 4. Nadal nie jest to mało, jednak od programistów dzieli ich prawdziwa przepaść.

Opr. KM

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »